______________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________
 
    Piatek, 11.06.1993.         ISSN 1067-4020               nr 79
_______________________________________________________________________
 
W numerze:

               Igor Janke - Polski "Newsweek" nie zyje
     Tomasz J. Kazmierski - Neminem captivabimus
           Ks. Jan Kracik - Zrozumiec inkwizycje?
       Jurek Karczmarczuk - O tom, kak sovetskaya fizika byla spasena

_______________________________________________________________________


Dzis zaczynamy od wstepniaka. Cieszac sie ze stalego wzrostu liczby
naszych Czytelnikow (aktualnie zbliza sie do 600, plus nieokreslona
liczba korzystajacych z archiwow) musimy pokiwac glowa nad faktem,
iz olbrzymia ich wiekszosc traktuje "Spojrzenia" czysto konsumpcyjnie. 
Zamierzone zasady naszej dzialalnosci byly bowiem takie, ze 
"Spojrzenia" mialy sie stac swego rodzaju forum, na ktorym kazda
osoba mialaby okazje do napisania czegos, co mogloby byc interesujace
dla pozostalych Czytelnikow. Aby odroznic sie od list dyskusyjnych, na
ktorych panuje niczym nie skrepowana forma wypowiedzi, my, znaczy 4
osoby podpisane w stopce, przypisalismy sobie role moderatorow,
dbajacych o jakosc formy, a w mniejszym stopniu i tresci prezentacji.
Czynilismy to swiadomie, wiedzac, ze nasz wklad bedzie duzo wiekszy niz
Czytelnikow, ale tez zdajac sobie sprawe, ze w cztery osoby ciezaru
tego nie udzwigniemy, jesli nie zdobedziemy szerszego poparcia. Przez
dluzszy czas wygladalo, ze sie nam udaje, mniej wiecej do wiosny tego
roku. Byc moze pewien sukces - potwierdzony listami od Czytelnikow,
sposrod ktorych wiekszosci nie publikujemy, bo zawieraja pochwaly nie
poparte bardziej szczegolowa analiza :-) - uderzyl nam do glow,
zaczelismy bowiem czasem kaprysic jesli chodzi o jakosc nadsylanych nam
materialow. Kierowalismy sie oczywiscie swoimi subiektywnymi kryteriami, 
choc w niektorych przypadkach uzywalismy rowniez system recenzji 
zewnetrznej (takie male skrzywienie zawodowe). Wszystko to, aby `to 
live up to our immage'.

Wraz ze wzrostem liczby Czytelnikow notujemy jednak ostry spadek ilosci
nadsylanych nam artykulow. W szczegolnosci zas rosnaca stale liczba
prenumeratorow w Polsce nie procentuje zadnymi nadsylanymi stamtad
materialami. Szkoda. "Spojrzenia" koncentruja sie wokol spraw polskich,
zas wiekszosc ich Czytelnikow przebywa poza Polska, jest wiec w
naturalny sposob zainteresowana informacjami, mozna rzec, z pierwszej
reki. Mniej nas interesuja aktualne przepychanki polityczne, choc
rubryka "Dostrzezono-Rozwazono" prowadzona swego czasu przez Macka
Cieslaka znalazla calkiem spore uznanie (niestety Maciek nie moze sie 
aktualnie uwolnic od nadmiaru obowiazkow zawodowych). Bardziej 
interesujace sa dla nas sprawy poruszajace biezace problemy 
socjologiczne i ekonomiczne towarzyszace zachodzacym przemianom, 
sytuacje nauki polskiej, wydarzenia i trendy kulturalne, nowe 
publikacje historyczne itp. Z braku takich materialow uzupelniamy 
"Spojrzenia" przedrukami z prasy krajowej, ktore poruszaja wymienione 
i podobne tematy, zas nam wydaja sie interesujace. Wolelibysmy jednak 
miec wiecej artykulow oryginalnych, tym bardziej, iz prasa krajowa staje 
sie coraz latwiej dostepna, rowniez na sieci elektronicznej.

Jesli dodamy do powyzszych problemow klopoty wewnatrzredakcyjne, ktore
z rozmaitych przyczyn wylaczyly z biezacej pracy praktycznie trzy
sposrod czterech osob, powstala sytuacja, w ktorej od tej chwili 
jestesmy zmuszeni obnizyc czestosc ukazywania sie "Spojrzen", na razie 
do raz na dwa tygodnie. Latem (lipiec-sierpien) prawdopodobnie zawiesimy
dzialalnosc, a co bedzie na jesieni, zobaczymy pozniej. Zaczynamy dzis 
numer historia upadku pewnego polskiego tygodnika, oby nie byl to zly 
omen.

I jeszcze jedno: "Spojrzenia" maja teraz swoj wlasny adres:

                   [email protected]

Moj adres osobisty dziala nadal, ale prosilbym kierowac korespondencje
na adres podany wyzej.

                                               Jurek Krzystek
________________________________________________________________________

"Zycie Warszawy", 27.05.1993., skr. red. "Sp." nie zaznaczone (J.K-ek)

Igor Janke

                      POLSKI "NEEWSWEEK" NIE ZYJE
                      ===========================

      Tygodnik "Spotkania" ukazywal sie tylko dwa i pol roku.


Historia tygodnika "Spotkania" zaczela sie pod koniec 1990 roku.
Skonczyla w polowie 1993.


                           Elegancja Francja


- Zadzwonil do mnie Jacek Maziarski i powiedzial, ze bedziemy robic
polskiego "Newsweeka" - wspomina narodziny pisma Jerzy Wysocki, jeden z
jego pozniejszych dziennikarzy.

Mial powstac tygodnik, jakiego jeszcze na polskim rynku nie bylo.
Piekny, kolorowy, elegancki, wywazony, niepartyjny, dla klasy
sredniej. Z najlepszymi dziennikarzami, najlepszymi komputerami i
duzymi pieniedzmi. O nowej, nieznanej w Polsce formule dziennikarskiej.

- Nie chcielismy sie wdawac w zadne awantury polityczne, chcielismy
stac z boku, spokojni i wywazeni obserwatorzy - opowiada Maciej
Ilowiecki, przez dlugi czas redaktor naczelny "Spotkan".

Piotr Jeglinski, paryski wlasciciel wydawnictwa "Editions Spotkania",
po upadku komunizmu wrocil do Polski i zachecil powazny francuski 
koncern "Groupe Express Paris" do wydawania w Polsce pisma. 
Wlascicielem koncernu, ktory we Francji wydaje znany tygodnik 
"L'Express" jest potezne przedsiebiorstwo telefoniczne Alcatel Althom.  
Jeglinski zostal pierwszym szefem wydawnictwa "Spotkania-Presse", w 
ktorym Francuzi mieli 50% udzialow.

Zaczelo sie z duza pompa i jeszcze wiekszymi ambicjami. Od razu jednak
okazalo sie, ze rozni czlonkowie maja rozne wizje pisma.


                    W prawo, w lewo czy po srodku


Maciej Ilowiecki chcial miec spokojny, prawicowy tygodnik, ktory
wypowiada sie tylko w kwestiach najwazniejszych, a w codziennych
walkach politycznych nie zajmuje zadnego stanowiska.

- To, ze bylismy tacy neutralni, to jeden z powodow naszego upadku -
twierdzi Marcin Przeciszewski, najbardziej zagorzaly zwolennik jasnego
opowiedzenia sie pisma po jednej ze stron sceny politycznej. 
- Powinnismy dokonac wyboru - albo jestesmy w obozie liberalno-
lewicowym, albo w chrzescijansko-prawicowym. Przeciszewski i kilku jego
kolegow, ktorzy chcieli nawiazac do tradycji podziemnego pisma mlodych
katolikow "Spotkania", chcieli pisma prawicowego. (Przeciszewski, o ile
sie nie myle, zaklada aktualnie Katolicka Agencje Informacyjna -
przyp. J.K.).

Spierali sie oni nieustannie z dziennikarzami dzialu krajowego, w
wiekszosci o pogladach dosc liberalnych.


                           Geje a sakrament


Dziennikarze wspominaja, ze kiedys powstal tekst o gejach i Ilowiecki
go nie przyjal. Choc autor siedzial w pokoju obok, naczelny oddal mu
artykul przez sekretarke z adnotacja, w ktorej miedzy innymi napisal,
ze `tekst godzi w sakrament malzenstwa'.

- Kiedys zlecilem napisanie o fenomenie pisma "NIE". O fenomenie jego
800 tys. czytelnikow - opowiada Leszek Bedkowski, poczatkowo kierownik
dzialu krajowego, pozniej zastepca naczelnego. - Nie chodzilo o Urbana,
tylko o zjawisko, ze nagle 800 tys. ludzi zaczyna czytac cos takiego.
Oni sie nie zgodzili. Byli czasem pryncypialnie antykomunistyczni.
Powstawaly wiec tematy tabu - tlumaczy.

Spory miedzy obydwoma grupami trwaly wlasciwie do konca istnienia
pisma.

Dyskusje byly czasem bardzo gorace - przyznaje to nawet Maciej
Ilowiecki - ale pod tym wzgledem bylismy bardzo liberalni - kazdy mowil
wszystko, co myslal. Czasami bardzo sobie skakali do oczu. Walczyli o
kazdy tekst - mowi z usmiechem poczciwego ojca, ktory lubi swoje psotne
dzieci i nie umie rozdawac klapsow.

- Maciej probowal osiagnac `historyczny kompromis' miedzy naszymi
grupami - mowi Przeciszewski.

 
                     Kogo nie lubia dziennikarze


Kompromis na inny sposob osiagnal jeden z sekretarzy, do ktorego
niechec laczyla obie strony. - Mielismy byc wywazeni, wiec obcinal
zawsze to, co najciekawsze w tekstach i pozostawala nuda. Wszystko bylo
usredniane - skarza sie rowno i jedni i drudzy.

Dziennikarzy "Spotkan" polaczyla jeszcze jedna rzecz - niechec do
pierwszego szefa wydawnictwa, Piotra Jeglinskiego. - Wprowadzal tylko
chaos.

- Czasem mial jednak przeblyski geniuszu i przychodzil z cudownymi
pomyslami - przyznaje jeden z dziennikarzy. W koncu Francuzi przejeli
czesc nalezacych do niego udzialow w pismie. Wykupili dlugi i Jeglinski
praktycznie przestal kierowac wydawnictwem "Spotkania-Presse".

Sam Jeglinski tlumaczy, ze zaczela sie wowczas gigantyczna inflacja,
ceny papieru poszly w gore i sami nie byli w stanie udzwignac kosztow
wydawania tygodnika. Przyznaje, ze byl zwolennikiem ozywienia pisma i
bardziej radykalnego dzialania. Podkresla jednak, ze staral sie jak
najmniej ingerowac, bo taka sama zasade przyjal wydawca.


                           Dwie nogi szefa


Po kilku tygodniach ukazywania sie "Spotkan" okazalo sie, ze sprzedaz
pisma nie wyglada tak, jak sobie wymarzono. Mialo byc 150 tys.
egzemplarzy co tydzien, a po pierwszych numerach sprzedawano jedynie
ok. 20 tys.

Francuzi skarzyli sie na Ilowieckiego. Domagali sie, aby pismo stalo
sie bardziej zywe. Narzekali tez niektorzy dziennikarze. - Ilowiecki
powiedzial kiedys, ze chce, jak Walesa, utrzymac rownowage miedzy lewa a
prawa noga - wspomina Sieczkowski. - A my smielismy sie, ze ci miedzy
nogami sa do roboty.

Inny dziennikarz, proszacy by nie wymieniac jego nazwiska narzeka, ze
naczelny nie wykazywal zadnej inwencji redaktorskiej. - Rzadko bywal w
redakcji. Myslami bladzil gdzie indziej. Na kolegiach siedzial i nie
odzywal sie slowem... - wspomina.

W polowie 93 francuski koncern zawiesil wydawanie tygodnika.


                            Tak jak w kinie


- Trafilismy na fatalny moment z wejsciem na rynek - opowiada Leszek
Bedkowski. - To bylo akurat po kampanii prezydenckiej, kiedy Polska
podzielila sie na dwa obozy i wszyscy musieli sie po ktorejs stronie
opowiedziec. A mysmy nie chcieli sie opowiadac - dodaje.

W komentarzach nie dalo sie jednak ukryc prowalesowskich sympatii
Ilowieckiego. W sporach o religie w szkole, czy w dyskusji nad aborcja
"Spotkania" piorem Ilowieckiego, badz dziennikarzy `frakcji
chrzescijanskiej' opowiadaly sie po jednej stronie. Niektorzy twierdza,
ze to zaszkodzilo tygodnikowi.


                     Byl bojkot, nie bylo reklamy


- Istnial towarzysko-srodowiskowy bojkot pisma - tlumaczy jeden z
powodow niepowodzenia Maciej Ilowiecki. - Nigdy nie slyszalem, zeby
bylo gdzie cytowane w przegladach prasy. Warszawsko-krakowskie kregi
intelektualne udawaly, ze nas nie dostrzegaja - twierdzi.

- Pismo okazalo sie bez szans, bo nigdy nie przyjelo formuly
"Newsweeka" - uwaza Wysocki. W krotkich tekstach mialo byc maksimum
informacji. Tematy mialy byc bardzo poglebione, ale pisane zywym
jezykiem. Tak sie nie stalo. Dlaczego? Gdy odszedl Maziarski, pomysl na
"Newsweeka" zaczal sie rozmywac. Kazdy chcial robic pismo o innym
profilu, przewaznie takim, na jakim sie uksztaltowal. Doswiadczenia i
nawyki bylo trudno przezwyciezyc. Wydawca tez nie wykazal konsekwencji. 
Gdy naklad zaczal stopniowo spadac, starano sie ozywic pismo, przez co 
coraz bardziej odchodzono od pierwotnego pomyslu. Wydawca powinien byc 
bardziej cierpliwy i czekac az czytelnik przyjmi proponowana formule.

- Polozyl nas m.in. brak odpowiedniej kampanii reklamowej - twierdzi
Bedkowski. - Gdy byla bardzo potrzebna - nie bylo jej. Pojawila sie
dopiero w momencie, gdy pismo utracilo juz czesc czytelnikow i bylo juz
za pozno. Wydawca zachowal sie niekonsekwentnie.

Ilowiecki: - Przede wszystkim pismo bylo za drogie. Kogo bylo trzy lata
temu stac na tygodnik za 6.5 tysiaca zlotych? Poza tym taki tygodnik
musi byc przez kilka lat finansowany i intensywnie reklamowany. Takie
zreszta byly zalozenia. Ale wydawca zaczal sam miec klopoty we Francji
i zdecydowal sie wycofac.

- To pismo mialo najwieksza szanse wydawnicza w Polsce - uwaza Jerzy
Morawski. - Francuzi wlozyli kilka milionow dolarow, a redakcja bez
przerwy kaprysila. Kapital zderzyl sie z wartosciami chrzescijanskimi i
ten kapital okazal sie bardziej chrzescijanski. Wielu dziennikarzom
zabraklo po prostu umiejetnosci dziennikarskich i chcieli nadrobic to w
inny sposob. Powstal nudny produkt i to jest przyczyna jego upadku.
Nie ma czego zalowac i wszyscy powinni o tym jak najpredzej zapomniec.

- Nie ma sie czego wstydzic, pismo bylo przyzwoite i uczciwe - twierdzi
Ilowiecki.

------------

[Trzy grosze red.nacz. Gdy zobaczylem pierwszy egzemplarz "Spotkan",
bylem zbudowany. Szata graficzna nieporownywalna z czymkolwiek, co bylo
drukowane wczesniej w Polsce, rozklad artykulow, dbalosc o zwiezlosc
(jeden artykul - max. jedna kolumna itd.). O charakterze politycznym
trudno bylo cos powiedziec, ale calosc byla niezmiernie obiecujaca.

Pozniej nie czytalem ich regularnie, ale gdy wzialem znowu do reki w
ubieglym roku, "Spotkania" zdaly sie jakby duzo mniej ciekawe.
Dodatkowo zauwazylem obecnosc na ich lamach paru dziennikarzy
(szczegolnie jednego, nazwisko przemilcze), ktorzy nie tylko dzialali i
pisali w czasach komunizmu wojennego lat 80-tych, ale byli szczegolnie
gorliwi w popieraniu owczesnej rzeczywistosci. Teraz stali sie 
oczywiscie nieslychanie chrzescijanscy i prawicowi.

Dylematy, przed ktorymi stanal Ilowiecki, sa jednak bardziej ogolnej
natury. Jak robic pismo, ktore chce byc na wysokim poziomie, nie
angazowac sie w biezaca polityke, a jednoczesnie byc ciekawym? Ba...
Gdyby to kto wiedzial... W kazdym razie my, czyli "Spojrzenia" mamy
(toutes proportions gardees) podobne problemy, gdyz kilku Czytelnikow 
zarzucalo nam `bezplciowosc'.

Szkoda wiec, ze "Spotkania", do ktorych czulem afekt n.in. z powodu
podobienstwa nazwy, wprowadzajacego zreszta nieco konfuzji, upadly. 
Niesnaski w redakcji wydaja sie byc sprawa naturalna, ale troche smutno 
gdy powazny w koncu czlowiek (Ilowiecki) tlumaczy swoja porazke jak 
uczniak z trzeciej klasy, zarzucajac bojkot srodowiskowy. Chwala mu za 
probe zrobienia profesjonalnego tygodnika na wysokim poziomie, ale chyba 
istotnie lepiej mu bedzie o tej probie zapomniec, co zapewne czyni jako 
czlonek nowej Rady d/s Radia i Telewizji. J.K-ek]

_______________________________________________________________________

Tomasz J. Kazmierski 



                           NEMINEM CAPTIVABIMUS
                           =====================

    (Artykul pojawil sie na Poland-L z okazji rocznicy 3-go Maja)


Po uroczystych 3-cio majowych mszach, akademiach, wystepach zespolow
tanecznych i loteriach fantowych, moge spokojnie usiasc w fotelu i
przepisac z Ustawy o Miastach stanowiacej czesc Konstytucji 3-go Maja
nastepujacy tekst [1]:

     `Artykul II.

     Prawo kardynalne ``neminem captivabimus nisi iure victum'' na 
     osoby w miastach osiadle rozciagamy, wyjawszy podstepnych 
     bankrutow, kaucji dostatecznej za soba u sadu nie stawiajacych i 
     na goracym uczynku zlapanych.'


Dlaczego akurat dzis pisac o `neminem captivabimus'? Potraktujcie to,
prosze, jako przyczynek do dyskusji o sredniowieczu, ktora niedawno
odbyla sie na Poland-L.


			      *  *  *


Na zjezdzie w Brzesciu Kujawskim w kwietniu 1425 r. sedziwy Jagiello
domagal sie od polskiego rycerstwa uznania sukcesji dla swego
niemowlecego wowczas syna Wladyslawa. Panowie postawili szereg
warunkow. Jednym z nich byl postulat, zeby osiadlego obywatela nie
mozna bylo wiezic bez wyroku sadowego. Zasada ta miala nie obowiazywac
sadow staroscinskich w przypadku schwytania na goracym uczynku oraz
wowczas gdy oskarzony szlachcic nie chcial dac rekojmi, ze stawi sie
przed sadem. Spisano odpowiedni akt i zlozono go w rece Olesnickiego.
Rok pozniej, w maju 1426 r., w czasie obrad zjazdu w Leczycy, Jagiello
stanowczo odmowil nadania przywileju. Olesnicki wydal rycerzom dokument
sprzed roku, a oni na oczach krolewskich rozsiekali pergamin mieczami.
Jagiello, nie godzac sie na przywilej i chcac wprowadzic Wladyslawa na
tron przy pomocy intryg, coraz bardziej tracil twarz. Unia z Litwa
zawisla na wlosku, a Olesnicki i kilku innych panow malopolskich przez
kilka nastepnych lat prowadzili skomplikowana gre polityczna w celu
ulagodzenia rycerstwa. Na kolejnym zjezdzie, w Jedlni, w marcu 1430 r.
Jagiello zgodzil sie na uznanie  przywileju, a w zamian spolecznosc
szlachecka przyrzekla wprowadzenie na tron jednego z synow Jagielly. W
dokumencie jedlnenskim czytamy [2]:


     `[...] zadnego obywatela osiadlego za popelniona wine lub
     przestepstwo nie bedziemy wiezili [...], az gdy o nie
     dowodnie przekonanym [...] i przez sedziego tej ziemi, w
     ktorej tenze obywatel mieszka wydanym zostanie [...].'


Pierwsze lacinskie slowa tej czesci przywileju `neminem captivabimus
nisi iure victum' nadaly nazwe calemu dokumentowi.

W ten sposob, jeszcze w czasach sredniowiecza okreslone zostaly dwie
niezwykle trwale (jak sie pozniej okazalo) zasady konstytucyjne I-szej
Rzeczypospolitej: elekcyjnosc tronu oraz prawo `neminem captivabimus'.

Przywilej `neminem captivabimus' od poczatku byl traktowany powaznie.
Wydane przez Kazimierza Jagiellonczyka w 1454 r. Statuty Nieszawskie
bedace pierwszymi ustawami ograniczajacymi wladze ustawodawcza
monarchy, powtarzaly rowniez zasade `neminem captivabimus'. Po reformie
ustroju panstwa w 1569 r., wszyscy nowowybrani krolowie elekcyjni
musieli zaprzysiegac przestrzeganie praw publicznych wymienionych w
Artykulach Henrykowskich i `pactach conventach'. W sklad tych praw
wchodzila zasada 'neminem captivabimus'.

Nastepna po Artykulach Henrykowskich proba zdefiniowania ustroju
Rzeczypospolitej byly tzw. `prawa kardynalne' uchwalone przez Sejm w
1768 r. Pod tym pojeciem rozumiano szczegolny rodzaj praw
konstytucyjnych, ktore mialy byc niezmienna podstawa porzadku prawnego
panstwa. Obok przywileju `neminem captivabimus' do praw kardynalnych
zaliczono elekcyjnosc tronu i zasade `liberum veto', ktora ograniczono
do spraw waznych (`materii status') z wylaczeniem materii
ekonomicznych. Konstytucja 3-go Maja gruntownie zreformowala pojecie
praw kardynalnych. Odrzucila ona elekcyjnosc tronu i `liberum veto'
oraz rozszerzyla przywilej `neminem captivabimus' na mieszczan. Tak oto
w jednym dniu i bez przelewu krwi przybyly Rzeczypospolitej `miliony
wolnych ludzi'. Jedyny pozor gwaltu fizycznego tego dnia stworzyl posel
Jan Suchorzewski, ktory goraco przemawial przeciw Konstytucji i rzucil
sie na ziemie u stop tronu. Podobno go w tloku podeptano, a wiekszej
ilosci sincow zapobiegl barczysty Litwin, posel Stanislaw Kubicki,
ktory Suchorzewskiego podniosl i posadzil w spokojniejszym kacie [3].

Godzi sie wspomniec, ze rezolucja Komisji Policji z 24 czerwca 1792 r.
w odpowiedzi na memorial plenipotentow ludu zydowskiego uznala, iz [4]:


     `gdy opieka rzadowa Konstytucja 3 Maja nad wszystkimi
     kraju mieszkancami rozciagnieta zostala, przeto Komisja i
     Zydow spod tejze wylaczonych nie widzac, tem samem prawo
     ``neminem captivabimus nisi iure victum'' (wyjawszy ``recens
     crimen'') i do narodu zydowskiego rozciagnione byc widzi.'


Przywilej `neminem captivabimus' wyprzedzil o ponad 200 lat nastepna
podobna zasade w Europie, ktora bylo angielskie prawo `Habeas Corpus
Act' z 1679 r. Jest ciekawostka, ze `Habeas Corpus Act' obowiazuje w
Anglii do dzisiaj. Jest to prawo uzywane do kwestionowania legalnosci
uwiezienia (jak np. aresztowanie bez zgody sadu) i odwolanie sie do
niego ma pierwszenstwo przed kazda inna procedura prawna. Jesli obrona
wykrzyknie w sadzie slowa [5]: `My Lord, I have a matter concerning the
liberty of the subject!' (Wysoki Sadzie, mam sprawe dotyczaca wolnosci
oskarzonego!), sedzia przerywa postepowanie i rozwaza zasadnosc
aresztowania. Jest to mily i dosc wyjatkowy zwyczaj, bo normalnie
okrzyki i przerywanie sedziemu sa obraza sadu (`contempt of court') i
podlegaja karze.

O prawie `neminem captivabimus' niewiele sie dzis w Polsce wie, bo
przez ostatnie 50 lat milczaly o nim podreczniki szkolne. Szkoda, bo
gdyby nie to, to moze juz dawno (chocby w czasie kwietniowej wizyty
Prezydenta RP w USA) znalazlby sie ktos, kto spojrzalby Amerykanom
prosto w oczy i spokojnie powiedzial: `Nie jest dla nas zrozumiale,
dlaczego od roku wiezicie bez procesu pieciu polskich obywateli,
podejrzanych w tzw. aferze karabinowej'.


                Tomasz J Kazmierski - Civis Polonus sum, omnibus par.

-------


[1]  J. Lojek, "Konstytucja 3 maja", Wyd. Lubelskie, 1989.
[2]  M. Siuchninski, S. Kobylinski, "Ilustrowana Kronika
     Polakow", 1967, KiW.
[3]  P. Jasienica, "Rzeczpospolita Obojga Narodow", 1992, PIW.
[4]  "Konstytucje Polski", M. Kallas (red.), 1990, PWN.
[5]  The MacMillan Encyclopedia, 1986, London.

_______________________________________________________________________

"Tygodnik Powszechny" 10/1993, skr. red. "Sp." (J.K-ek), zaznaczone.


Ks. Jan Kracik

                          ZROZUMIEC INKWIZYCJE?                         
                          =====================


Inkwizycja obrosla mnostwem wyobrazen i mitow, ale latwa polemika z 
karykatura nierzadko utyka w przeciwleglej slepej uliczce. Bowiem po 
wszelkich sprostowaniach i tak pozostanie ciezka do udzwigniecia prawda 
i sporo pytan wokol niej. Trudniejszych niz pytania o inne wielkie 
grzechy ludzi na wielkich stanowiskach. Wspolczesni im bowiem, a czasem 
i oni sami, potrafili nazywac zlo zlem, zachlannosc zachlannoscia, 
swietokupstwo swietokupstwem, rozwiazlosc rozwiazloscia. W przypadku 
koscielnej instytucji skazujacej ludzi na smierc za to, ze przestali 
wierzyc po katolicku, chodzilo o pogwalcenie podstawowych praw 
ludzkich, dokonywane w przekonaniu, ze czyni sie dobro i pelni wole 
Boga. A przekonanie takie podzielala nie garstka ekstremistow, lecz 
autorytety wladzy i mysli, papieze i teologowie.


                           Powracajace pytanie                          


Jak moglo do tego dojsc? Co tak dlugo i skutecznie wybitnym nawet
osobistosciom potrafilo przeslonic spojrzenie w glab Ewangelii? Jakie
okolicznosci i kategorie myslenia?

()

Od czego moze wyzwalac prawda o inkwizycji? Od angelizowania Kosciola,
w ktorym mozliwe sa jedynie moralne choroby osob, a nie struktur, zle
wplywy swiata nie wnikaja do srodka na dluzej, a naduzywanie wladzy
bywa od razu zauwazone i skorygowane. Takze od uproszczonego czy
naiwnego pojmowania wolnosci, od bledu w koscielnej pragmatyce. Od
rozciagania nieomylnosci poza okreslone dogmatem granice. Takze od
ducha triumfalizmu oraz zwyczajnego samochwalstwa. I od uwodzicielskiej
mocy srodkow bogatych.


                         Dlugi cien Konstantyna                         


Na poczatku systemu, ktory z czasem mial usprawiedliwic przemoc w
sluzbie wiary, bylo zwiazanie sie Kosciola (nalezalo don wtedy tylko
ok. 10% mieszkancow) i poteznego Panstwa, dokonane za Konstantyna
Wielkiego, a kontynuowane potem przez jego nastepcow i niezliczonych
nasladowcow. Po 313 r. cesarze rzymscy z przesladowcow stali sie
wspolwyznawcami i protektorami chrzescijan. Chetnie udzielali
oczekiwanej przez wladze koscielne pomocy przeciw odszczepiencom,
usuwajac ich ze stanowisk, skazujac na wygnanie, zwolujac sobory dla
okreslenia prawowiernej nauki. Spierano sie rzeczywiscie o wiare i jej
norme, ale w miare jak ta zyskiwala ideowy monopol w panstwie
chrzescijanskim, ortodoksja stawala sie probierzem lojalnosci,
nabierajac znaczenia racji stanu. Herezja natomiast byla juz nie tylko
stanowiskiem garstki upartych teologow, lecz czesto sztandarem
skupiajacym rozmaitych oponentow nazbyt zwiazanego z panujacymi
Kosciola, ale i przeciwnikow panstwowej polityki wyznaniowej,
spolecznej czy regionalnej.

Dlugotrwale spory teologiczne z takim rezonatorem (np. arianizm,
monofizytyzm, donatyzm) destabilizowaly zycie publiczne, zagrazajac
wspolnemu porzadkowi panstwowo-koscielnemu. Herezja stawala sie
przestepstwem, zagrozonym w Kodeksie prawa cywilnego cesarza Justyniana
z 534 r. konfiskata dobr, wygnaniem, nawet smiercia. Wiezien i tortur z
woli tegoz cesarza doswiadczyli manichejczycy i poganie.

W tym czasie na ruinach Cesarstwa Zachodniegop formowalo sie
chrzescijanstwo germanskich zdobywcow, przyjmujacych nowa wiare juz nie
na zasadzie indywidualnego wyboru, jak w I-III w., lecz w zbiorowym
konformizmie lojalnosci wobec wlasnego wodza czy krola. Nie inaczej
bedzie u ludow slowianskich. Od V do XI w. Zachod praktycznie nie znal
herezji jako niebezpieczenstwa publicznego. Nie stanowily go lokalne
spory slabych srodowisk teologicznych, ani echa wschodnich
kontrowersji, odbierane na poziomie elit. Wladcy z laski Bozej i ich
biskupi w poszczegolnych krajach bez trudu utrzymywali jednosc
wyznaniowa, zwlaszcza ze ta skupiala sie bardziej na praktykach, niz na
zglebianiu dogmatu.

W XII w. pojawily sie w zachodnim chrzescijanstwie masowe ruchy
religijno-spoleczne, ktore doprowadzily do powstania rzeczywistych
antykosciolow, stanowiacych enklawy w katolickim swiecie.
Nieprawowierni przywodcy znajdowali licznych zwolennikow lub gineli z
rak oburzonej ludnosci czy w wyniku skazania przez poszczegolnych
wladcow. Szeroka opinia wypowiadala sie za najsurowszymi karami, wielu
biskupow i teologow - przeciwnie. W polowie XII w. cichna koscielne
zastrzezenia wobec interwencji panujacych przeciw heretykom. Uznano
bowiem zagrozenie spolecznego porzadku przez katarow, a rozkwit studiow
nad prawem rzymskim (Bolonia) upowszechnil justynianska kryminalizacje
herezji. Na wniosek krola francuskiego Ludwika VII i angielskiego
Henryka II w 1179 r. II Sobor Lateranski polecil, by panujacy wiezili
kacerzy i konfiskowali ich mienie. Krol Aragonu Piotr II w 1197 r.
uznal ich za wrogow panstwa i nakazal palic na stosach.


                         Przemoc usankcjonowana


Obraz heretyka jako wroga publicznego wzmocnil papiez Innocenty III,
gdy w swoim dekretale z 1199 r. zagrozil heretykom utrata praw
cywilnych (zakaz pelnienia urzedow, dziedziczenia, pozbawienie
majatku). Jednoczesnie, po raz pierwszy w ustawach koscielnych, papiez
uznal herezje, podobnie jak cesarze rzymscy w V w. za zbrodnie stanu -
"crimen laesae maiestatis". Argumentowal: skoro prawo swieckie skazuje
na smierc za obraze majestatu krolewskiego, o ilez bardziej godne kary
jest nastawanie na majestat Boski.

Misje legatow papieskich oraz dzialalnosc Dominika i jego braci wsrod
katarow przyniosly polowiczne efekty. Innocenty naklonil wiec krola
Francji Filipa Augusta w 1208 r., po 4 latach perswazji (ramie swieckie
ma z woli Boga wspierac wladze koscielne w przywracaniu jednosci) i
obiecywania odpustow oraz wlosci baronow opieszalych w wykorzenianiu
herezji - do podjecia krucjaty przeciw albigensom. W 1224 r. zmierzajac
glownie do politycznych celow, cesarz Fryderyk II zarzadzil w Lombardii
karanie smiercia przekazanych przez biskupow kacerzy, w 1231 r. ustalil
do tego procedure dochodzeniowa, obowiazujaca wkrotce w calym
Cesarstwie: sad prowadzi z urzedu badanie (inquisitio) zarzutu herezji,
upartym grozi smierc. Papiez Grzegorz IX przyjal te zasady i w 1233 r.
ustanowil trybunal inkwizycyjny dla Tuluzy i Montpellier do walki z
katarami.

Funkcje inkwizytorow pelnili wpierw dominikanie, potem takze
franciszkanie, rzadko duchowni swieccy. Przepisy przeprowadzania
dochodzenia inkwizycyjnego, wydane przez Innocentego IV w 1252 r.,
uznaly tortury za srodek procesowy, zgodnie z owczesna praktyka
sadowa. Papiescy inkwizytorzy otrzymywali krotkotrwaly mandat ma
okreslony obszar. W Rzymie nie utworzono kierujacego nimi stalego
organu. Sredniowieczna inkwizycja funkcjonowala doraznie. Jej
trybunaly, powolywane jako niezalezne od biskupow, przejmowaly ich
urzedowe zadania dochodzeniowe wobec herezji, pelnione dotad niezbyt
energicznie. Od XIV w. sytuacja zacznie sie odwracac, a specjalne sady
inkwizycyjne tracic na znaczeniu.

Papiescy wyslannicy mieli orzekac o winie. Przez cale sredniowiecze
egzekwowanie kary pozostawiano wladzom swieckim, zgodnie z dekretem
papieza Lucjusza II z 1184 r., zadajacym takiego wspoldzialania od
panujacych pod grozba ekskomuniki. Ale przekazujac skazanych na stos
instancjom cywilnym, wypowiadano formule prosby o oszczedzenie im
zycia. Okrutny formalizm Pilatowego gestu sluzyl poczuciu zachowania
starej zasady: Kosciol nie pragnie krwi. Odmowa wykonania wyroku
pociagala oskarzenie o wspolwine oraz klatwe.

Inkwizytorzy rozpoczynali swa ponura akcje od ogloszenia czasu laski,
trwajacego 30 dni. Samooskarzenie konczylo sie nalozeniem pokuty (np.
posty, odbycie pielgrzymki, noszenie na odzieniu krzyza w zoltym
kolorze Judasza). Potem nastepowalo badanie podejrzanych. Jesli nie
potrafili dowiesc swej niewinnosci, poddawano ich ostremu
przesluchaniu, by doprowadzic do przyznania sie. Adwokata coraz
czesciej zastepowaly tortury. Przyznajacych sie skazywano na wiezienie,
w skrajnych wypadkach dozywotnie. Tych, ktorzy nie chcieli wyrzec sie
herezji lub popadli w nia ponownie, czekal stos. W Tuluzie, w latach
1245-57, na 306 skazanych bylo 21 wyrokow smierci. Inkwizytor Bernard
Gui, w latach 1308-22, na 636 osadzonych, co dziesiatego wyslal w
ogien. Inkwizytorzy poruszali sie zwykle w zbrojnej asyscie, czasem
gineli z rak czlonkow rodzin ich ofiar, jak Konrad z Maraburga (1233),
Piotr z Werony (1252), czy hiszpanski Pedro Arbues (1486).


                         Od leku do depresji


Tolerujac lepiej czy gorzej niechrzescijan, w przekonaniu, ze przyjecie
wiary jest sprawa woli, sredniowiecze bylo nieprzejednane wobec tych,
ktorzy wiare porzucali. Ludowa ksenofobia wobec heretykow i podjete w
slad za nia przez krolow, a potem przez papiezy represje, znalazly swe
uwienczenie w inkwizycji. U jej poczatkow nie bylo jeszcze mowy o karze
smierci. Zalegalizowane okrucienstwo, z torturami i wypalaniem
kacerstwa ogniem, przyniosl wiek XIII. Zwyciezyl lek przed wrogiem we
wlasnych szeregach, podobny do strachu przed zarazliwa choroba. Bez
spoiwa jednej religii nie wyobrazano sobie trwania wiezi
miedzyludzkich, respektu dla wladzy i w ogole calej moralnosci, a
przede wszystkim wiecznego zbawienia. Unitarnej koncepcji
spoleczenstwa, zespolenia jego panstwowego i koscielnego aspektu, nie
przekreslaly czeste spory o dominacje jego swieckich i duchownych
przywodcow, toczone pod jednym dachem. Tak dlugo nikt nie kwestionowal
fundamentu tej jednosci, ze gdy zostala zagrozona, do powszechnej
opinii i pragmatyki dolaczyli teologowie.

Zycie duchowe wiecej znaczy niz cielesne, a wieczne niz doczesne. Ci,
co falszuja wiare i bluznia Bogu, powinni poniesc wieksza kare niz ci,
co obrazaja majestat krolewski czy falszuja monete. Zatem heretycy
`zasluguja nie tylko, by byc odcieci od Kosciola przez ekskomunike, ale
i wylaczeni ze swiata przez smierc' - rozumowal nieublaganie logiczny
Sw. Tomasz.

Bardziej krwawa od sredniowiecznej byla inkwizycja hiszpanska,
stanowiaca od konca XV w. calkowicie zalezne od krola narzedzie
polityki i antysemityzmu. Skazywala glownie nawroconych ze strachu
przed pogromami Zydow, oskarzanych o potajemne uprawianie judaizmu. Nie
majac wlasciwie okazji do zwalczania herezji, hiszpanska inkwizycja
przetrzymywala pozniej w swych wiezieniach oskarzonych o bluznierstwa,
zabobon i zboczenia. Zajmowala sie tez wydawaniem indeksu ksiag
zakazanych i cenzura.


                             Swiete Oficjum


Wobec sukcesow Reformacji papiez Pawel III powolal w 1542 r. komisje 6
kardynalow do spraw zachowania czystosci wiary (inkwizytorzy
generalni). Ich uprawnienia dotyczace Italii Pius IV rozszerzyl w 1562
r. na caly Kosciol. Reorganizacja Kurii przez Sykstusa V w 1588 r.
nazwala te dykasterie Kongregacja Swietej Inkwizycji (od 1908 r.
Kongregacja Swietego Oficjum), polecajac jej zajmowanie sie przypadkami
herezji i schizmy, cenzura, potem takze sprawami o czary i naduzywanie
sakramentow. Procedura potepiania obwinionych, bez dania im mozliwosci
wypowiedzenia sie i obrony, spotkala sie z krytyka podczas debat
Vaticanum II w 1963 r. Pawel VI, odpowiadajac na postulaty biskupow, w
1967 r. zmienil organizacje, metody i nazwe Swietego Oficjum na
Kongregacje Nauki i Wiary.

Ostatnie oficjalne przyznanie sie Kosciola do pomylki w sprawie
Galileusza, szykanowanego przez Inkwizycje na poczatku XVII w. za
gloszenie heliocentryzmu, stanowi akt doniosly, dotad nie
praktykowany. Rewizja procesu wielkiego matematyka i astronoma oznacza
publiczne uznanie historycznego bledu. Dekretow potepiajacych wydanych
przez Swiete Oficjum nie oglaszano wprawdzie jako nieomylne, ale
odwolywanie ich uznano by jeszcze niedawno za obnizanie prestizu
koscielnego. Dzis odwolanie takie budzi szerokie uznanie, nawet jesli
integrysci sadza przeciwnie. Gdyby rehabilitacji dokonano wczesniej,
kapital odbudowanego zaufania do autokorekcyjnych sprawnosci
eklezjalnych przynioslby juz znaczne odsetki.

Czy sprawa Galileusza okaze sie wyjatkiem, czy precedensem, pokaze
czas. Tymczasem warto przytoczyc glos Simona Wiesenthala, tropiacego od
blisko pol wieku wojennych przestepcow ("Spotkania" 4/1993). Wyraziwszy
sie z wielkim uznaniem o obecnym Papiezu, ze zdecydowanie potepil
nazizm, a dla obalenia komunizmu uczynil wiecej niz Gorbaczow, powiada
Wiesenthal, ze jest jedna rzecz, ktorej sie nie moze z Rzymu doczekac.
Oto zachowaly sie dokumenty dotyczace spalonych na stosach inkwizycji -
`i ja juz od dawna zadam, zeby choc jeden proces odnowic i przez
rehabilitacje jednej ofiary przywrocic czesc tysiacom niewinnych, ale
nie dostalem jeszcze zadnej odpowiedzi'...

_______________________________________________________________________

Jurek Karczmarczuk


               O TOM, KAK SOVETSKAYA FIZIKA BYLA SPASENA
               =========================================

(Bylo kiedys na Poland-L, ale nieco zmienione)


Rozumiem, ze wszyscy Czytelnicy znaja rosyjski?

Niewazne, w koncu to niezbyt rosyjski, tylko raczej moja chora wyobraznia.

Dzisiaj mamy nastepna opowiastke Dymitra Siergiejewicza Czerniawskiego,
przekazana nam w klebach oparow alkoholowych na wieczornych posiedzeniach
Prawdziwych, ale Mlodych Uczonych bioracych udzial w Zakopianskiej Szkole
Fizyki Teoretycznej UJotu, we wczesnych latach siedemdziesiatych.

Przypominam, ze Czerniawski byl rosyjskim fizykiem, ktory zawital do nas
po ladnych paru latach zakazu wyjazdu z Rosji...

`Dawnym-dawno, byl-zyl niejaki A. Aleksandrow, matematyk. I ten 
 Aleksandrow postanowil zostac Akademikiem.

 Bardzo szczytne postanowienie, godne wszelkich pochwal i dosc trudne
 do zrealizowania. W principie wozmozno, konieczno, no, znajetie,
 matiematiki eto oczen' dolgoziwuszczie zwieri (daze w Sojuzie). Potomu
 prosto wakansow nie bylo. Togda on reszil wojti czerez zadnie dwieri,
 czerez filosofiju.


 Poprosil o zorganizowanie mu doklada na nastepnym wolnym zasiedanii
 Akademii. Nie mogli mu odmowic. Wszedl na sale i zaczal ze swada 
 profesjonalisty:

     `Wy zdies' wsie idiealisty, a i nie tolko idiealisty, no, wot
      imienno, idiealisty s idiealisticzeskim odklonieniem. Ili 
      jeszczio nieczto pochuze. A samyje glawnyje idiealisty, eto
      idiealista Markow i idiealista Feinberg!

      ...
 
      A wy wied' znajetie czto skazal Lenin?!
      On skazal: <>
      
      ...'


 Aleksandrow zakonczyl swoj wyklad i rozpoczeto dyskusje. Dyskusja byla
 zwarta i tresciwa, jak przystalo na srodowisko profesjonalistow.
 Piervyj wystupil Markow:


     `Uwazajemyj Towariszcz' Alieksandr Alieksiejewicz,
      Mnie kazetsia, czto waszie wystuplienie nieskolko nieprawilno
      s logiczeskoj tocz'ki zrienia...'


 Ale nie zdazyl skonczyc zdania, gdyz Aleksandrow wymierzyl w niego
 palec i okrutnie wzwyl:


     `WY IDIEALIST!!!'


 I wsiem stalo jasno, czto etu schwatku on wyigral...
 
 Feinberg postanowil wyjasnic pewne watpliwosci, ktore mu sie nasunely
 w zwiazku z oskarzeniem:


     `Poczemu imienno idiealist? W kakom smys'le idiealist?
      Ja tolko skazal, czto:

            delta X * delta P >= h / 2 Pi .
      ?'


 Aleksandrow odwrzasnal niemiedlienno:

     `Uchchhhh! WY IDIEALIST!!!'


 I wsiem stalo jasno, czto etu schwatku on toze wyigral...

 I sytuacja stala sie dosc grzaska.

 I wtedy nagle o glos poprosil niejaki Pietia Riazin, czlowieczek, ktory
 mial jakas niewielka funkcje administracyjna w naszej sekcji i ktorego
 nie dalo sie podejrzewac absolutnie o nic, a w szczegolnosci na pewno
 nie o to, ze jego glowa ukrywa jakas inteligencje.

 Riazin zaczal w sposob standardowy, ale nieoczekiwany:


     `Uwazajemyj Towariszcz ... etc.
      Waszie wystuplienie napominaetsia nieskolko izwiestnuju statiu,
      da, izwiestnuju wsiem statiu Towariszczia Iosipa Wisarionowicza
      ob idiealizmie w jazykoznanii!
      Da, da, nieskolko napominaet.
      Nu, tak skazat' - napominaet, no niemnozko naoborot!...'


 Aleksandrow chcial wrzasnac: `Wy idiealist!!' - no promolczal.

 Eto delo bylo uze opasno. Chyba nie musze podkreslac dlaczego.

 I Pietia zakonczyl swoje wystapienie gromkim retorycznym pytaniem:


     `I coz wy tutaj robicie, Towarzysze?
      Coz takiego?
      I po co?
      Togda, kak naszi wojennye korablia borozdiat uze wody Tichowo
      Okeana!'

      
 Nie bylo jasne o co chodzi i Aleksandrow nie mogl szybko znalezc 
 wlasciwych slow. Oskarzenie o idealizm w tej sytuacji mogloby zostac 
 niewlasciwie odebrane. Wiec przez chwile panowalo milczenie.

 Skwapliwie skorzystalo z tego Prezydium, ktore oglosilo sesje za
 zamknieta. I tym samym radziecka fizyka zostala uratowana.'


                           Literacko opracowal: Jurek Karczmarczuk

_______________________________________________________________________
 
Redakcja "Spojrzen": [email protected] (Jurek Krzystek)
                     [email protected] (Zbigniew J. Pasek)
                     [email protected] (Jurek Karczmarczuk)
                     [email protected] (Mirek Bielewicz)
stale wspolpracuje:  [email protected] (Maciek Cieslak)
 
Copyright (C) by Jurek Krzystek 1993. Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.
 
Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.
 
Adres redakcji: [email protected]. Numery archiwalne 
dostepne przez anonymous FTP i gopher, adres:  
(128.32.162.54), directory: /pub/polish/publications/Spojrzenia.
 
____________________________koniec numeru 79____________________________