______________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________
 
    Piatek, 21.05.1993         ISSN 1067-4020             nr 76
_______________________________________________________________________
 
W numerze:

          Jerzy Baczynski - Gdzie lezy Europa
           Gabriele Lesse - Bez konca
             Edwin Bendyk - Rownowaga to smierc. Rozmowa z prof. 
                                 Zbigniewem Grabowskim
          Jerzy Remigioni - Wein, Weib, Gesang
_______________________________________________________________________

["Polityka", 8.05.1993, przepisal J.K_uk]

Jerzy Baczynski


                            GDZIE LEZY EUROPA
                            =================


Gaston Thorn byl do 1985 r. przewodniczacym Komisji Wspolnot 
Europejskich, czyli najwazniejsza osoba w EWG. Dzis ma 65 lat i jest 
prezesem banku w swoim rodzimym Luksemburgu. Do Wenecji, na 
miedzynarodowe sympozjum poswiecone przyszlosci Europy, przybyl jako 
bankier, ktoremu organizatorzy przydzielili temat: unia walutowa. Przez 
prawie pol godziny Thorn referowal po angielsku problemy monetarne EWG, 
po czym przerwal i zaczal cos szybko mowic po francusku. Uczestnicy 
sympozjum siegneli po sluchawki.

- Co sie stalo z Europa? - pytal dramatycznie Thorn. Gdzie sie podziala 
nasza solidarnosc? Spojrzcie na Bosnie; na wojny handlowe, ktore 
toczymy miedzy soba; na rozpad systemu walutowego... Gdzie sa 
Europejczycy!?

W sali dawnego klasztoru na wyspie St. Giorgio Maggiore, gdzie odbywalo 
sie sympozjum, nagle zrobilo sie cicho...

                               *  *  *

Niemal bezposrednio po wystapieniu Gastona Thorna, wszedl na mownice 
Frans Andriessen, do niedawna pierwszy zastepca przewodniczacego 
Komisji EWG, Jacquesa Delorsa, przez wiele lat odpowiedzialny za 
stosunki zagraniczne Wspolnoty. Andriessen takze nie ukrywal swojego 
rozgoryczenia: `1992 r. mial byc rokiem chwaly dla Wspolnoty 
Europejskiej. Mielismy zakonczyc budowe Jednolitego Rynku, 
przypieczetowac pelna swobode przeplywu osob, kapitalu, towarow i 
uslug, obnizyc koszty produkcji, zwiekszyc zatrudnienie... Tymczasem 
dzis Europa znalazla sie w impasie. Kraje czlonkowskie powrocily do 
szukania wlasnych narodowych rozwiazan, bez ogladania sie na 
Wspolnote'.

Hans-Dietrich Genscher, byly minister spraw zagranicznych RFN nazwal to 
niebezpieczenstwo `narodowym egoizmem', ktory znow rozprzestrzenia sie 
po Europie. `Ten egoizm' - mowil Genscher - `kaze traktowac interesy 
wlasnego kraju jako najwazniejsze, nie uznaje faktu, ze lepsza 
przyszlosc naszego kontynentu zalezy od umiejetnosci wspolzycia i 
wspolpracy wszystkich europejskich narodow. Musimy wybrac, czy chcemy 
rozwoju Wspolnoty Europejskiej, czy tez pogodzimy sie z jej stopniowym 
rozpadem?'

Miedzynarodowe seminarium nie jest zapewne miejscem, gdzie takich 
odpowiedzi nalezaloby oczekiwac, ale przysluchujac sie wystapieniom 
`zawodowych Europejczykow' mialem nieodparte wrazenie, ze wszyscy sie 
pogubili. Czy spoleczenstwa zachodnioeuropejskie na pewno chca 
integracji, zapisanej w traktacie z Maastricht? Czy Wspolnocie grozi 
niemiecka dominacja? Jakie sa zrodla glebokiego kryzysu politycznego, 
ktory ogarnal niemal wszystkie panstwa Zachodu? Co nalezy uczynic wobec 
konfliktu w dawnej Jugoslawii? Czy kraje Europy Srodkowej powinny byc 
dopuszczone do pelnego czlonkostwa w EWG - kiedy i na jakich warunkach? 
Co z Rosja i panstwami postradzieckimi? Czy nowa Europa ma sie 
rozciagnac az do Wladywostoku? I jaka to bedzie Europa?

Co do jednego, przynajmniej, wiekszosc uczestnikow sympozjum wydawala 
sie zgodna: Europa placi cene za nieoczekiwane zwyciestwo nad 
komunizmem.

Zjednoczenie Niemiec wywolalo fale recesji, ktora przetoczyla sie przez 
caly kontynent. Zachodnie Niemcy, gospodarczy filar Wspolnoty, 
przepompowaly do wschodnich landow kilkaset miliardow marek. Ogromna 
masa kapitalu zostala niejako odessana z rynku Wspolnoty i utopiona we 
wschodnioeuropejskiej dziurze. Broniac kraju przed inflacyjnymi 
skutkami zjednoczenia, Bundesbank dlugo prowadzil polityke wysokich 
stop procentowych, narzucajac ja innym krajom. Drogi kredyt zaczal 
hamowac aktywnosc gospodarcza w panstwach Dwunastki, doprowadzajac do 
spadku produkcji w wielu galeziach. Proby wylamania sie z polityki 
wysokich stop procentowych podjete przez niektore kraje wzmogly presje 
na dewaluacje ich narodowych walut. Wlochy, Hiszpania i Wielka Brytania 
w koncu zdecydowaly sie na dewaluacje, a lir i funt szterling opuscily 
(czasowo?) Europejski System Walutowy. W ten sposob skruszony zostal 
fundament, na ktorym obiecywano zbudowac przyszla unie walutowa.

Rownoczesnie, recesja gospodarcza wzmogla tendencje do zamykania 
wlasnych rynkow przed importem. Poniewaz w ramach EWG stosowanie barier 
ochronnych jest mocno utrudnione, ostrze protekcjonizmu zwrocilo sie 
przeciw konkurentom zamorskim (USA, Japonia) i nowym rywalom z Europy 
Srodkowej.

Uffe Ellemann-Jensen, przez 10 lat minister spraw zagranicznych Danii, 
mowil w Wenecji, ze kraje EWG swiadomie opozniaja proces ratyfikacji 
porozumien stowarzyszeniowych z nowymi demokracjami na Wschodzie, aby 
blokowac im dostep do wlasnych rynkow. `Jesli nie zmienimy tego 
nastawienia, jesli nie pomozemy krajom Europy Srodkowej w wyjsciu z 
kryzysu gospodarczego, mozemy miec w Europie nowe totalitaryzmy i nowe 
zagrozenia wojenne. Nawet gdyby gospodarka zachodniej Europy miala 
poniesc straty (ulatwiajac dostep do wlasnych rynkow i udzielajac 
pomocy gospodarczej), to warto te cene zaplacic za pokoj'.

EWG wielokrotnie w przeszlosci przezywala okresy spadku koniunktury, 
dlaczego jednak tym razem kazdy probuje szukac rozwiazan na wlasna 
reke? Co sie stalo, ze nadwatlona zostala wiara w sile Wspolnoty? W 
dobrym europejskim towarzystwie takich rzeczy nie mowi sie wprost, ale 
mniej lub bardziej jawnie znow obwinia sie Niemcow.

Jednym z glownych politycznych celow europejskiej integracji bylo 
`ucywilizowanie' powojennych Niemiec. Do czasu zjednoczenia z NRD nikt 
nie mial watpliwosci, ze operacja sie powiodla. Nagle jednak Niemcy 
objawily sie w nowej postaci: naruszona zostala polityczna stabilnosc 
tego wielkiego kraju, ozyly nacjonalizmy i ksenofobia, Bundesbank 
zademonstrowal otwarcie swe mocarstwowe zapedy, a wobec slabych panstw 
srodkowej Europy Niemcy staly sie naturalnym osrodkiem ciazenia, 
centrum `nowej przestrzeni gospodarczej'. Lek przed `Wspolnota 
Europejska Narodu Niemieckiego' skruszyl psychologiczny fundament EWG. 
Jeden z uczestnikow weneckiego sympozjum pytal retorycznie: Kto w 
przyszlej Europie bedzie ustalal reguly gry? Kto bedzie sedzia w tej 
grze?... Czyzby najsilniejszy i najwiekszy z graczy?

Te nastroje byly wyraznie wyczuwalne podczas wystapienia H.-D. 
Genschera. Jako bodaj jedyny z oficjalnych mowcow uznal on opowiesci o 
kryzysie Europy za przesadzone i zademonstrowal optymizm co do dalszych 
perspektyw integracji EWG, az do unii walutowej lacznie. Na pytanie, 
gdzie bedzie siedziba przyszlego Banku Centralnego Europy, Genscher 
odpowiedzial krotko: we Frankfurcie! Sala, na ktorej znajdowalo sie 
dwustu europejskich biznesmenow, politykow, przedstawicieli mediow, 
przyjela te wypowiedz smiechem i pukaniem w pulpity.

Nie brzmialo to jak aprobata.

Frans Andriessen, jeden z glownych tworcow ukladu z Maastricht, 
stwierdzil wrecz, ze Niemcy coraz bardziej dominuja w Europie. Wielka 
Brytania, tradycyjnie, trzyma sie na uboczu procesu integracji; Wlochy 
i Hiszpania sa dzis mocno oslabione; zas Francja, ktora swymi wplywami 
politycznymi rownowazyla dotychczas gospodarcza sile Niemiec, przezywa 
wewnetrzny kryzys, ktory nadwereza jej polityczna role we Wspolnocie. 
Stad zapewne spadek zaufania do ponadnarodowych instytucji 
europejskich, przewidzianych ukladem z Maastricht, gdyz w opinii wielu 
panstw czlonkowskich moga sie one stac instrumentem utrwalajacym 
dominacje Niemiec na kontynencie.

Jesli przyjac analize Andriessena, uklad z Maastricht okazal sie 
przedsiewzieciem albo przedwczesnym, albo spoznionym. Zaprojektowany 
przed kilku laty, w zupelnie innych warunkach geopolitycznych, opisywal 
pewna utopie `Stanow Zjednoczonych zachodniej Europy'. Nie wytrzymala 
ona proby recesji gospodarczej, odrodzenia emocji nacjonalistycznych i 
konsekwencji rozpadu "zelaznej kurtyny". Perspektywa Jednolitego Rynku 
stracila wiele ze swej atrakcyjnosci; ba, niekiedy jawi sie jako 
zagrozenie interesow narodowych. Dlatego Europa (a powtarzalo to wielu 
uczestnikow sympozjum) potrzebuje dzis nowego celu, ktory przywroci jej 
utracona dynamike.

Historycznie role czynnika integrujacego Europe Zachodnia odgrywaly 
Niemcy (ktore nalezalo wchlonac) i Zwiazek Radziecki (ktoremu nalezalo 
sie przeciwstawic). Dzis - twierdzili niektorzy dyskutanci - miejsce 
Niemiec i ZSRR moglaby zajac Japonia. Rzeczywiscie, obawy przed 
japonska dominacja przemyslowa podzielaja nawet Niemcy. Gdyby nie 
ochrona rynku EWG, Japonczycy juz dzis pusciliby z torbami cale galezie 
europejskiego przemyslu. Organizatorzy weneckiego spotkania zaprosili 
wiec prawdziwego Japonczyka, Akio Miyabayashi, prezesa Minolty. Mial 
opowiedziec o japonskiej strategii wobec Europy.

Pan Miyabayashi oznajmil, ze Japonia ma ponad 110 mld dolarow rocznej 
nadwyzki handlowej, po czym rozbawil publicznosc mowiac: No i co mamy 
zrobic z taka gora dolarow? Musimy je jakos wydac...

(Nawiasem mowiac, organizator weneckiego sympozjum, brytyjska firma 
komputerowa ICL, w 80 proc. jest juz wlasnoscia Fujitsu). Szef Minolty 
nie chcac zapewne nadmiernie straszyc europejskich kolegow, dodal 
jednak, ze Japonia jest potega tylko w czterech dziedzinach produkcji: 
motoryzacja, elektronika, optyka, przemysl stoczniowy... w innych 
galeziach Europa nie musi sie obawiac japonskiej konkurencji. Dal 
jednak do zrozumienia, ze japonska organizacja produkcji i sposob 
zarzadzania sa znacznie skuteczniejsze od europejskich i ze w XXI 
wieku, po okresie agonii przemyslu (europejskiego?) i chaosu 
spolecznego w swiecie nastanie era harmonii i wspolpracy zgodnie z 
tradycja azjatycka.

Odpowiedzia na wystapienia japonskiego goscia byla uwaga prowadzacego 
sympozjum profesora ze Szwajcarii, ze `jedynym sposobem konkurencji z 
Japonczykami jest zakazenie ich wartosciami europejskimi', co jednak 
pan Miyabayashi uznal za malo prawdopodobne.

Mozna bylo odniesc wrazenie, ze przedstawiciele europejskiego biznesu 
pogodzili sie juz z nieunikniona przemyslowa dominacja Japonii. Jesli 
EWG ma szukac pola skutecznej konfrontacji z Japonczykami - twierdzil 
amerykanski pracownik Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju - to jest 
ono w Rosji. `Powinniscie pamietac, ze Rosja, geograficznie, ma blizej 
do Japonii i USA niz do Europy Zachodniej'. Wielka Rosja pod 
gospodarcza i kapitalowa kontrola Japonii, musialaby oznaczac 
zepchniecie Europy do roli `azjatyckiego polwyspu'.

A zatem, pojawil sie kolejny ewentualny cel dla nowej Europy: oswojenie 
i ucywilizowanie Rosji. Najbardziej wyrazistym zwolennikiem szybkiego 
wlaczania Rosji w struktury Zachodu byl H.-D. Genscher, ktory proponowal 
aby opracowac nowa formule ukladu stowarzyszeniowego, specjalnie dla 
Rosji i panstw WNP. Argumentow na rzecz tezy Genschera dostarczyl Oleg 
Bogomolow, byly doradca ekonomiczny Borysa Jelcyna. `Rosja samodzielnie 
nie wyjdzie z kryzysu' - mowil Bogomolow. `Szokowa terapia, taka jak w 
Polsce, w Rosji nie ma szans powodzenia. Jesli Rosja bedzie tkwic w 
stanie obecnego chaosu, grozi to negatywnymi konsekwencjami dla calego 
swiata...'

Mimo jednoznacznych wystapien Bogomolowa i Genschera, wiekszosc 
zabierajacych glos w tej sprawie wyraznie dystansowala sie od pomyslow 
wlaczania panstw WNP w struktury zintegrowanej Europy. Wspolpraca - 
tak, pomoc - tak, integracja - nie. Rosja jest zbyt wielkim krajem, 
zbyt dlugo pozostawala pod rzadami komunistow, Europa z udzialem Rosji 
bylaby niesterowna, a chaos w krajach WNP latwo moglby naruszyc 
stabilnosc zachodniej Europy - to tylko niektore z argumentow.

Jesli wiec `rosyjskie wyzwanie' trudno uznac za nowy cel dla Europy, to 
co pozostaje? Trzeba, mowiono, wzmocnic EWG poprzez rozszerzenie 
Wspolnoty o kraje EFTA (w pierwszej kolejnosci: Austria, Szwecja, 
Finlandia, Norwegia), a takze o kraje Grupy Wyszehradzkiej. Tu jednak 
znow pojawily sie watpliwosci. Nie kto inny, a sam Frans Andriessen, 
ktory byl negocjatorem umow stowarzyszeniowych m.in. z Polska, 
przestrzegal, ze kraje Europy Srodkowej dlugo jeszcze nie beda gotowe 
do pelnej integracji z EWG. Wlaczenie tych krajow musialoby zmienic 
charakter Wspolnoty (z naciskiem na wspolprace miedzyrzadowa, w miejsce 
ponadnarodowej) - mowil Andriessen. Ponadto, panstwa Europy Srodkowej 
nie zdaja sobie sprawy, ze pelna integracja z EWG moglaby byc dla nich 
szkodliwa, gdyz nie poradza sobie na tak wyrafinowanym rynku, jaki dzis 
istnieje na zachodzie kontynentu.

Wspolnota Europejska - tak to przynajmniej wygladalo z Wenecji - ma 
dzis ogromne klopoty z okresleniem swoich priorytetow. W krotkim czasie 
nastapilo tak wiele zmian, zarowno wewnatrz jak i na zewnatrz EWG, ze 
nawet `zawodowi Europejczycy' sa zdezorientowani. Rozwiala sie budowana 
przez lata europejska utopia (Maastricht). `Piekny sen o Europie' - 
mowil min. Ellemann-Jensen - `zastapily nocne koszmary. Jedno jest dzis 
pewne, ze nie sposob przewidziec, czym to sie skonczy...'. Rowniez i 
my, w naszej czesci kontynentu, szybko pozbywamy sie naiwnej wiary w 
bezinteresowna hojnosc Zachodniego Brata, ktory powinien nam sie 
odwdzieczyc za zwyciestwo nad komunizmem. Odkad nie ma juz zelaznej 
kurtyny, obie czesci kontynentu spogladaja na siebie z nieufnoscia, 
obawa, rozczarowaniem.

Bardzo dosadnie opisal te sytuacje Slawomir Mrozek, w cytowanym przez 
"Polityke" wywiadzie. Przypomne: `zostalimy dopuszczeni do stolu, 
akurat w momencie kiedy gasza swiatla. To znaczy, otwarla sie Europa, 
ale nie jest juz w niej tak swiezo. Myslimy, ze to dopiero zakaski, a 
czasami sa to, ze tak powiem, rzygowiny gosci, ktorzy leza pod stolem'. 
Takich zartow, oczywiscie, nie opowiada sie w eleganckim europejskim 
towarzystwie.

W pieknej Wenecji, w koncu kwietnia 1993 roku, na galowym spotkaniu 
Europejczykow, unosila sie jednak atmosfera bankietu, raptownie 
przerwanego wtargnieciem hordy nieokrzesanych krewnych z prowincji. W 
dodatku podejrzewanych o pryszczyce...

                                                    Jerzy Baczynski
-------------------------------------------------------------------

[Trzy grosze linotypisty dyzurnego. Moze dobrze sobie zdac sprawe z 
 tego, ze to sympozjum dla liczacych sie politykow europejskich 
 przeszlo bez wiekszych ech, a we Francji w ogole nie zostalo zauwazone 
 na skutek wyborow. Dlaczego? Na sympozjum dominowala ekonomika, a 
 przyszlosc Europy jest - jak sie wydaje - znacznie bardziej 
 uwarunkowana polityka. Ci sami `Keynesujacy' ekonomisci, ktorzy nie 
 mieliby nic przeciwko `Clearing Union', gwaltownie oponuja przeciwko 
 globalnym zapedom BuBa, bo to sa Niemcy. Takich alergicznych reakcji 
 jest wiecej, ale nie tylko przeciwko Niemcom, czy Japonczykom. Slychac 
 tez glosy, podkreslajace, ze polityczna dominacja swiatowego zandarma 
 amerykanskiego moze sie kiedys bardzo ponuro skonczyc dla rozproszonej 
 Europy. Wiec chyba jest o co walczyc, choc niekoniecznie o `Stany 
 Zjednoczone', co moim zdaniem jest kompletnie bzdurna i mylaca 
 interpretacja idei Maastricht. Sympozjum zrobilo natomiast wrazenie na 
 nas, na `nieokrzesanych krewnych'. Mozemy pisac sazniste felietony i 
 robic drobiazgowe analizy zalujace, lub kpiace z nieszczesnych 
 Europejczykow. Ale dzisiaj, w momencie pisania tych slow wlasnie 
 przyjeto do Rady Europy Slowenie, Estonie i Lotwe (a miedzy tymi dwoma  
 ostatnimi panstwami uszczelniono granice, jak przystalo na Europe...).   
 J.K_uk]
________________________________________________________________________

"Tygodnik Powszechny" nr 12/1993
[przepisal z niewielkimi skrotami J. Remigioni, Stuttgart]


Gabriele Lesse, tlum. z niemieckiego Wojciech Pieciak, 

 
 
                             BEZ KONCA
                             =========
 
W hali odlotow portu lotniczego we Frankfurcie nad Menem kupuje
przewodnik po Izraelu. Z okladki usmiecha sie mloda Zydowka w mundurze,
z przewieszonym przez plecy karabinem maszynowym. `Czy to nie przesada'
- mysle upychajac ksiazke w torbie i rozgladajac sie za okienkiem
odpraw.
 
() Jestem Niemka. Urodzilam sie w roku 1960, pietnascie lat po drugiej
wojnie swiatowej. Zydow znalam do tej pory wylacznie z ksiazek
historycznych, z telewizji, wreszczie z wielu podrozy do bylych obozow
koncentracyjnych. Slyszalam oczywiscie, ze w moim rodzinnym Frankfurcie,
w Kolonii, mojej malej ojczyznie z wyboru, sa wspolnoty zydowskie.
Kontaktu z nimi jednak nie mialam nigdy. Bylo tak, jakby w dzisiejszych
Niemczech dla mnie i dla mojego pokolenia Zydzi, zywi Zydzi, nie
istnieli.
 
W Izraelu chcialam wreszcie skorygowac moj obraz Zydow. Moja wyobraznie,
ktora na slowo `Zyd' natychmiast wywoluje dwa nastepne skojarzenia:
`Auschwitz' i `Holocaust'. Wyobraznie, ktora znala tylko trupy, stosy
trupow, krematoria, getta, obozy koncentracyjne. I w ktorej byly tylko
dwie strony: ofiary i ich oprawcy. Chialam w Izraelu zburzyc mury
wlasnego, wewnetrzengo wiezienia skojarzen, chcialam opuscic mroczny
swiat trupow, za ktory odpowiedzialnosc ponosilo pokolenie moich
dziadkow. Szukalam normalnosci, codziennosci, lez i smiechu zywych.
Szukalam zycia.
 
Ale juz po pierwszym dniu pobytu w Jerozolimie zrozumialam, ze
`normalnosc' jest w Izraelu czyms wyjatkowym, a juz na pewno ja, Niemka,
jej nie doswiadcze.
 
 
                                   *
 
Przed portem lotniczym imienia Ben Guriona w Tel Avivie wsiadam do
taksowki.
 
- Do Bramy Damascenskiej na Starym Miescie w Jerozolimie - rzucam.
 
Taksowkarz odwraca sie, przez chwile patrzy na mnie ze zdumieniem.
 
- No! - uderza rekami gwaltownie w kierownice. - No, no, no.
 
Bez slowa wyjasnienia wysiada, trzaska drzwiami, i w ulicznym bistro
zamawia czarna, mocna kawe.
 
`Zaczyna sie niezle' - mysle.
 
Kierowca wraca, wsiada.
 
- Do you really want to kill me?! - krzyczy.
 
- Nie, no skadze, skadze to Panu... - probuje niesmialo.
 
Taksowkarz przez dluzsza chwile nie moze sie uspokoic:
 
- Ja znam dobrze historie. A dzis wy, Niemcy, przyjezdzacie do Izraela i
wysylacie nas prosto pod lufy Arabow!
 
Ja: - Nie, to przeciez bzdura! Nie, na pewno nie!
 
Taksowkarz zapuszcza motor. Ruszamy.
 
On: - Wokol Bramy Damascenskiej pelno jest Arabow. Slyszala pani o
Intifadzie? Tam na Zydow poluja jak na zwierzeta. Zawioze pania
niedaleko. A gdzie chce sie pani zatrzymac w miescie?
 
- W Domu Polskim. Prowadza go siostry Elzbietanki.
 
Taksowkarz: - Tak, wiem. Ja tez jestem z Polski. Po czym, juz po
polsku:
 
- A pani po polsku mowi?
 
Ja: - Tak, mowie.
 
On (juz po polsku): - To dobrze, bo w Izraelu lepiej nie mowic po
niemiecku. Dom Polski lezy w dzielnicy chrzescijanskiej, na samej
granicy z dzielnica arabska. Dam pani dobra rade. Niech sie pani ubierze
jak turystka, wie pani, bialy kapelusz, aparat fotograficzny i
te sprawy, panie rozumie. Teraz wyglada pani tak, ze wszyscy pomysla,
ze jest pani Zydowka. A wtedy niech Bog ma pania w opiece!
 
Zatrzymujemy sie pod Brama Damascenska. Kierowca, nie wylaczajac 
silnika, wyrzuca moj bagaz i szybko odjezdza z piskiem. Nie mam nawet 
chwili na zlapanie oddechu. Torby i walizke porywa trzech muskularnych 
Arabow i z wrzaskiem toruje nam droge przez ludzki tlum.
 
- Where do you come from? - dopytuje sie jeden lamana angielszczyzna.
 
- Eh, sorry - przerywam - could you please bring me to the `Dom Polski?'
 
- No problem!
 
- Jestem z Niemiec - wyznaje.
 
- Naprawde? To fantastycznie! - cala trojka zatrzymuje sie, otacza mnie,
a jeden rzuca mi sie na szyje i caluje:
 
- Heil Hitler! Niemiec zalwszie bycz gut dla Arrab. Serr gut Gas! Baldzo
dobly gaz! Prima Hitler!
 
Czuje w glowie zamet. Gabi, obudz sie, obudz sie natychmiast, to tylko
sen!
 
Na granicy rozstroju nerwowego docieram do domu, ktory bedzie moim
schronieniem na kilka najblizszych tygodni. Z pobliskiego minaretu
dobiega glos:
 
- Allah al akbar! Allah jest wielki.
 
 
                                  *
 
Godzinami przesiaduje w archiwum Yad Vashem. Swiat tutejszy wydaje sie
takze niezbyt normalny. Yad Vashem to instytucja, ktora jest glownym
miejscem pamieci o Holocauscie w Izraelu i zarazem osrodkiem badawczym.
Inaczej niz w Niemczech czy w Polsce, nikt tutaj nie pyta, dlaczego
pisze biografie Hansa Franka, generalnego gubernatora w okupowanej
Polsce. Pomagaja mi natomiast wszyscy. Chodzi w koncu ni mniej ni
wiecej, tylko o prawde. Wielu pracownikow archiwum to polscy Zydzi.
Zapewniaja mnie, ze po raz pierwszy w zyciu maja okazje porozmawiac w
ich jezyku ojczystym (czyli polskim) z mloda Niemka, ktora zajmuje sie
druga wojna swiatowa. Kilku opowiada mi nawet historie swojego zycia;
starsi mowia o zyciu w getcie, mlodsi o tym, jak wyrzucano ich z Polski
w roku 1968. Podczas tych niespelna dwoch miesiecy udaje mi sie
przeprowadzic setki rozmow.
 
Te rozmowy sa dla mnie jak szok. Okazuje sie, ze wiekszosc Zydow w
Izraelu - nawet, co najbardziej zdumiewa, tych mlodych - czerpie
korzenie swej tozsamosci z Holocaustu. Nie z *wiary mojzeszowej, nie z
syjonizmu, ale z Holocaustu wlasnie. I nie tylko ludzie - takze panstwo
Izrael czerpie swa legitymacje z faktu, ze chroni przesladowanych Zydow
na calym swiecie*.
 
- Co sie wiec stanie - pytam kiedys mojego rozmowce, mlodego Zyda -
liberala - kiedy Zydzi nie beda juz przesladowani? Przeciez wtedy
Izrael jako panstwo zydowskie straci racje swego istnienia.
 
Rozmowca gwaltownie czerwienieje.
 
- Nigdy, przenigdy nie wolno pani mowic czegos takiego! Zydzi zawsze i
wszedzie byli przesladowani. Antysemityzmu nie da sie wykorzenic.
 
- Dobrze - mowie - spytam inaczej. Co sie stanie, gdy Izrael nie bedzie
juz w stanie zapewnic Zydom takiego bezpieczenstwa jak do tej pory. Juz
dzisiaj przeciez zolnierze z bronia maszynowa sa czescia izraelskiej
ulicy. A pomimo to co chwila dochodzi do mordow na Zydach, popelnianych
przez bojowki palestynskie. Moze to brzmi troche prowokacyjnie, ale
Zydowi zyje sie dzis o wiele bezpieczniej w Niemczech, niz tu, w
Izraelu.
 
Moj rozmowca sprawia wrazenie zmeczonego:
 
- Nie rozumiem - powiada - jak mozna w ogole zyc w kraju oprawcow. A
poza tym Niemcy sa nieobliczalni: dzisiaj sa dla ciebie mili, a jutro
cie powiesza.
 
I znowu kolejna dyskusja konczy sie na Holocauscie.
 
 
                                  *
 
Czyz zdarza sie wam - pytam innego mlodego Zyda z archiwum - rozmawiac o
Niemczech i nie myslec natychmiast o Holocauscie?
 
Odpowiedz jest krotka i zwiezla: - Nie. Kto mowi `Niemcy', ten mysli
`Holocaust'. I tak byc powinno. Niemcy potencjalnie nosza w sobie
Eichmanna, wasza kultura tak was uksztaltowala i nigdy sie tego nie
pozbedziecie. Nic na to nie mozecie poradzic, taka jest niemiecka
kultura, ze jednoczy w sobie wielkie idealy i cechy barbarzynskie.
Dlatego kazdy Niemiec ma w swoim sercu jednoczesnie Goethego i Hitlera.
 
Ja: - Przestan! Co ty opowiadasz?! Jak mozesz?! Takie rzeczy slyszalam
wielokrotnie, ale to jest juz naprawde za wiele: przyjmij prosze do
wiadomosci, ze *przypadkowo* urodzilam sie w Niemczech i *przypadkowo*
nie urodzilam sie Zydowka. A ty *przypadkowo* urodziles sie w Ameryce
jako Zyd. Ja mam 30 lat i ty masz 30 lat. Kto ci dal prawo do
wyrokowania, ze ja nosze w sercu Hitlera? Historia, tak? A moze
Holocaust? To wszystko stalo sie przeciez przed 50 laty. Ja nie mialam
nic wspolnego z Holocaustem i ty takze nie miales z tym nic wspolnego.
Czyz ja nie mam prawa odpowiadac tylko za moje, moje wlasne zycie? Czy
to moze moj dziadek, ktory byl zwolennikiem Hitlera, sprawil, ze mam sie
czuc za niego winna? Czy tego chcesz? Czy dlatego mam byc od urodzenia
napietnowana jako czlowiek z definicji zly? Czy twoj dziadek, ktory
cierpial w getcie albo w obozie daje ci prawo do moralnego wynoszenia
sie ponad moja osobe? To on cierpial, nie ty! Myslisz pewnie, ze trudno
jest tobie i twoim bliskim zyc z dziedzictwem Holocaustu? A ja, co ja
mam zrobic? Emigrowac, wypedzona przez historie z mojego kraju?
Zmienic obywatelstwo? A moze i jezyk? Przejsc na religie zydowska? Czy
po tym bede dla ciebie moralnie i po ludzku do zaakceptowania?
 
Do rozmowy wlacza sie starsza pani. I slysze:
 
- Z calym szacunkiem dla pani wzburzenia i dobrej woli, ale po pani
zyciorysie widac, ze zostala pani wychowana w duchu niemiecko-
faszystowskim.
 
Ja, przestajac juz cokolwiek rozumiec:
 
- Co prosze? Jak to...?
 
- No bo pani jako Niemce nie przyszlo do glowy nic innego, tylko
studiowac w Polsce. Wlasnie w Polsce.
 
Ja, z zametem w glowie: - Tak, i co z tego?
 
Ona: - Kazdy przestepca wraca pewnego dnia na miejsce zbrodni.
 
Ja: - Nie, prosze, ja przeciez nigdy...
 
Ona, nieublaganie: - Byla pani w Auschwitz?
 
Ja: - Tak, oczywiscie, ale...
 
Ona: - Studiowala pani na najwiekszym cmentarzu zydowskim!
 
Ja: - Alez Polska nie jest tylko cmentarzem! Tam zyja ludzie!
Studiowalam tam, bo interesowali mnie ci ludzie wlasnie. Zywi, nie
martwi. A poza tym, jesli siega juz pani po argumenty historyczne, w
Polsce gineli nie tylko Zydzi, tam zginelo takze trzy miliony Polakow.
 
Ona: - Tak, ja wiem, ale oni sami byli sobie winni.
 
Ja: - Jak to? Czy Polacy sami byli sobie winni, ze Hitler napadl na ich
kraj?
 
Ona: - No pewnie. Gdyby nie Polacy i ich od poczatku bledna polityka,
zagraniczna, nigdy nie doszloby do drugiej wojny swiatowej.
 
Ja: - To co niby mieli oni robic? Czekac, az stanie sie a nimi to samo,
co stalo sie z Czechoslowacja?
 
Ona: - Oczywiscie. Tam zginelo o wiele mniej ludzi niz w Polsce. Czesi
wiedzieli, ze czasy sie zmienia, ze przyjda inni politycy. No, ale dla
polskiego rzadu `honor ojczyzny' byl wazniejszy niz zycie wlasnych
obywateli.
 
Podejmuje ostatni wysilek: - Gdyby Polacy nie walczyli, to Hitler
blyskawicznie zapanowalby nad cala Europa. Polska byla pierwszym krajem,
ktory stawil opor Hitlerowi.
 
Wszystko na prozno. Po argumencie, ze `to Polska wciagnela Anglie i
Francje do wojny, i to dopiero wtedy zaczela sie druga wojna swiatowa'
nie mam sil do dalszej dyskusji. Chce zakonczyc rozmowe:
 
- Zrodlem sily zyciowej jest dla was Holocaust i druga wojna swiatowa!
Czy wy naprawde lubicie cierpiec? Czy naprawde podoba sie wam rola
wiecznej ofiary? Przyjechalam do Izraela, bo chcialam z wami
porozmawiac, jak z innymi, normalnymi ludzmi, ale widze, ze to
niemozliwe - bo wy z przeszlosci zrobiliscie absolut. Czy wasze dzieci
beda myslaly tak samo, jak wy? Czy kiedykolwiek odnajdziecie cos
takiego jak normalnosc?
 
Odwracam sie, wychodze z pokoju.
 
- Gabriele, czekaj! - mlody Zyd zrywa sie, chce zatrzymywac. - Naprawde
nie lubimy cierpiec, ale to jest nasza historia, moze nasze
przeznaczenie.
 
Spogladam z powatpiewaniem. On powtarza, dobitnie akcentujac:
 
- Holocaust to nasza, zydowska trauma, to punkt kulminacyjny wszystkich
cierpnie i przesladowan, ktorych doznalismy w historii. Zeby sie od
tego uwolnic, potrzeba kilku pokolen.
 
I tu juz lagodniej, ale patrzac mi twardo w oczy:
 
- Potrzebujemy jeszcze czegos: zrozumienia. I cierpliwosci. Zwlaszcza
od takich ludzi jak ty. Wroc tu jeszcze, przywiez ze soba kilku
polskich przyjaciol. Do zobaczenia w Jerozolimie!
 
---------
 
Autorka, lat 33, jest dyrektorem wydawnictwa Ost-Verlag w Kolonii,
czlonkiem Stowarzyszenia na rzecz Popierania Polskich Studentow w RFN
(GFPS). Studiowala w Moguncji, Frankfurcie, Krakowie i Kolonii. Wydala
monografie Uniwersytetu Jagiellonskiego podczas okupacji hitlerowskiej,
pracuje obecnie nad biografia Hansa Franka. Reportaz publikowany
powyzej napisala specjalnie dla "TP".

-------------------

[Trzy slowa skryby dyz. Z doswiadczenia elektronicznych list 
dyskusyjnych wiemy, ze stosunki polsko-zydowskie sa tematem 
zawsze bulwersujacym. Powyszy artykul wydal mi sie ciekawym, gdyz w
niezwykly sposob ustawia te stosunki w trojkacie, z udzialem Niemcow.
Uwaza sie, ze stosunki zydowsko-niemieckie sa lepsze niz zydowsko-
polskie. No wlasnie. Sadzac z powyzszego, niezupelnie. J.R.]

______________________________________________________________________

"Zycie Warszawy" - "Niedziela", 30.04./1.05.1993 [przep. J.K_ek]


ZYCIE JEST PROCESEM DALEKIM OD STANU ROWNOWAGI - ROWNOWAGA TO SMIERC
====================================================================

Rozmowe z prof. Zbigniewem Ryszardem Grabowskim przeprowadzil
Edwin Bendyk. 


- Pozywka dla dekadenckich nastrojow konca XX wieku byla w duzej mierze 
fizyka. Fizyka i termodynamika udowadnialy, ze nieustannie wzrasta chaos
Wszechswiata, ze nieuniknienie zmierza on do smierci. Humanisci szybko
zaczeli przyjmowac ten fatalizm w odniesieniu do zjawisk spolecznych,
twierdzac, ze podobnie jak Wszechswiat, tak i cywilizacje musza z
czasem pograzyc sie w chaosie.

- Tymczasem obserwujemy rosnaca tendencje do organizacji. Tak jest na
etapie pojedynczych organizmow, jak i na poziomie Wszechswiata. Stopien
skomplikowania Wszechswiata wzrasta. Powstaja nowe struktury kryjace 
tendencje dalszego rozwoju, a nie zaniku.

Wynika to z prostego faktu, ze te fatalistyczne przepowiednie budowano 
wykorzystujac zupelnie nieodpowiedni aparat naukowy. Termodynamika
klasyczna, ktorej podstawowymi pojeciami sa temperatura i rownowaga,
nadaje sie znakomicie do opisu tylko pewnego typu ukladow, zwanych
ukladami zamknietymi. Tymczasem rozwoj kosmologii narzucil inne 
spojrzenie na Wszechswiat. Dzis nie jestesmy pewni, czy jest on ukladem
zamknietym, czy otwartym.

Dopiero dynamiczny rozwoj termodynamiki w polowie obecnego wieku 
wprowadzil nowe pojecia i uzupelnil klasyczne podejscie. Najwiekszym 
osiagnieciem bylo wprowadzenie nowej galezi - termodynamiki procesow
nieodwracalnych, nadajacej sie do opisywania zjawisk zachodzacych, jak
to nazywaja uczeni, `w stanach dalekich od rownowagi'. Dodajmy, ze do
tej grupy mozna zaliczyc wiekszosc zjawisk zachodzacych w przyrodzie.

- Czy rowniez zycie?

- Tak. W stanach dalekich od stanu rownowagi wystepuje tendencja do
samorzutnego organizowania sie struktur kosztem ciaglego zuzywania
energii. Organizmy zywe sa przykladem takich struktur.

Zycie i wzrost organizacji organizmow zywych byl niewytlumaczalny czy
wrecz przeczyl klasycznej termodynamice. Bo, podkreslmy to jeszcze raz,
zycie jest procesem dalekim od stanu rownowagi. Rownowaga organizmu
zywego to smierc. Opisal to wszystko Ilya Prigogine, tworca 
termodynamiki procesow nieodwracalnych, za co zreszta otrzymal Nagrode 
Nobla.

- W jaki sposob chemik moze odpowiedziec na zagadke powstania zycia? Czy
zycie jest naturalna i nieunikniona konsekwencja ewolucji materii od
najprostszych from, poprzez atomy, czasteczki, po organizmy zwierzece?
czy tez zycie jest fenomenem zupelnie innego rodzaju?

- W nauce za dowiedziony uwazamy fakt, ktory mozna powtarzac. Procesow
historycznych powtarzac jednak nie mozna. Powstanie Wszechswiata bylo
wydarzeniem jednorazowym. Mozemy wiec tylko budowac modele poczatku, ale
powtorzyc warunkow narodzenia Wszechswiata nie jestesmy w stanie.

Podobnie rzecz sie ma z powstaniem zycia. Mogl to byc proces 
jednorazowy. Byc moze powstalo rowniez w innych miejscach Wszechswiata i 
dalej sie tam rozwija. Powtorzenie warunkow powstania zycia w 
laboratorium nie bedzie nigdy do konca powtorzeniem historycznej
rzeczywistosci. Dlatego do problemu powstania zycia jest kilka podejsc.

Jedno z nich polega na ujeciu problemu w kategoriach ewolucji 
Wszechswiata. W pierwszym momencie po Wielkim Wybuchu istniala rownowaga
pomiedzy materia i promieniowaniem. Potem nastapilo rozdzielenie materii
i energii. Oznaczalo to, ze moga istniec ciala o roznych temperaturach.
Obok bardzo goracych czesci Wszechswiata sa czesci bardzo zimne, gdzie
panuje temperatura rzedu kilku stopni powyzej bezwzglednego zera. W
poblizu gwiazd i w przestrzeni miedzygwiezdnej mozliwe sa bardzo
skomplikowane procesy chemiczne. Miedzy innymi przebiegaja tam procesy
prowadzace do powstania makroczasteczek.

Istnieje wiele prac pokazujacych, w jaki sposob mogla nastapic ewolucja
od chemii do zycia. Wymienic tu nalezy prace Manfreda Eigena i jego
koncepcje hipercykli. Eigen pokazal w niej, w jaki sposob z prostych
zwiazkow chemicznych moga powstawac zwiazki bardziej zlozone. Udowodnil,
ze ewolucja chemiczna moze byc podobna do ewolucji biologicznej. 
Pokazal, ze powstawanie kolejnych, bardziej skomplikowanych form 
zwiazkow chemicznych moze zachodzic z kumulacja form lepiej 
przystosowanych. Badania nad tymi `maszynami ewolucyjnymi' prowadzi sie
dzis w wielu laboratoriach swiata. Eigen za swoje osiagniecia otrzymal
nagrode Nobla. Jeszcze raz wspomniec nalezy o wkladzie Prigogina, ktory
udowodnil, ze zycie nie jest sprzeczne z ogolnymi prawami natury.

W ostatnich latach dynamicznie rozwija sie chemia supermolekularna -
chemia oddzialywan pomiedzy roznymi makroczasteczkami. Wszystkie te
procesy chemiczne pokazuja, ze materia ma daznosc do samoorganizacji,
w zwiazku z czym wydaje sie, ze powstanie zycia moglo byc pewnego 
rodzaju koniecznoscia.

Jest tez drugie podejscie do tego zagadnienia. Polega ono na probie
spojrzenia wstecz i odtworzenia warunkow, w jakich powstalo na Ziemi
zycie. Bardzo ciekawym przyczynkiem do tych badan bylo odkrycie ok. 20
lat temu odrebnosci Archaebacterii. Wydaje sie, ze sa one jednymi z
najstarszych form zycia na Ziemi. Bakterie te sa w stanie funkcjonowac
w najtrudniejszych warunkach: w wysokich cisnieniach, w atmosferze
beztlenowej, w srodowisku kwasu siarkowego. Ich istnienie potwierdza
hipotezy, ze zycie powstawalo w warunkach zupelnie odmiennych od tych,
jakie widzimy na Ziemi dzis. Dodatkowo potwierdzeniem tych hipotez sa
badania geologiczne.

Sa powazne poszlaki, ze zycie powstalo ok. 3.5 mld lat temu, a nawet
3.9 mld lat temu. Poniewaz skorupa ziemska zestalila sie ok. 4 mld
lat temu, swiadczy to, ze ewolucja chemiczna az do pierwszych organizmow
zywych musiala przebiegac stosunkowo bardzo szybko.

- Czy zycie moglo dotrzec do Ziemi z kosmosu?

- Sa takie hipotezy. Wystarczy zobaczyc, jakie pierwiastki sa 
najbardziej rozpowszechnione we Wszechswiecie. Sa to wegiel, tlen, 
wodor, azot. To akurat podstawowe pierwiastki wchodzace w sklad zywych 
organizmow. W przestrzeni miedzygwiezdnej obserwujemy wystepowanie wielu
czasteczek chemicznych, w wiekszosci zwiazkow organicznych. Pewnych
informacji dostarczaja meteoryty i pyl kosmiczny, docierajace na Ziemie.
Wykryto w nich wiele takich zwiazkow, jak aminokwasy (czasteczki bedace
podstawa budowy bialek), zwiazki wielkoczasteczkowe. Na podstawie tych
informacji mozemy powiedziec, ze w przestrzeni kosmicznej moga powstawac
zwiazki chemiczne o wysokim stopniu zlozonosci. Zajmuje sie tym 
wszystkim mloda galaz chemii - kosmochemia.

Niektorzy sa przeciwni koncepcji twierdzacej, ze zycie powstalo
spontanicznie. Uwazaja, ze jest to zbyt malo prawdopodobne. Ale w 
niskich temperaturach, takich jakie spotykamy we Wszechswiecie, moga
powstawac rzeczy bardzo malo prawdopodobne. Mogly na przyklad powstac
`zimne' zalazki zycia, ktore dotarly potem na Ziemie. Musimy bowiem
pamietac, ze na Ziemie spadaly i spadaja olbrzymie ilosci materii
kosmicznej.

- Czy tego typu badania zostawiaja miejsce na Boga? Czy moga byc one
podstawa do tego, by istnienie Boga wykluczyc lub potwierdzic?

- Dawniej wierzono, ze istnienie Boga mozna udowodnic racjonalnie. Dzis
sie przyznaje, badanie przyrody prowadzi tylko do poznania przyrody.
Transcendencja jest natomiast kwestia wiary.

Kiedy w latach 60. bylem przez jakis czas w Moskwie, jeden w wybitnych
rosyjskich uczonych pytal mnie, jak to jest mozliwe, by czlowiek nauki
mogl wierzyc w Boga. Wydawalo mu sie to absurdem. Kilka lat pozniej w
Getyndze spotkalem sie z zupelnie innym stanowiskiem. Moj rozmowca, tym
razem uczony niemiecki, twierdzil, ze to niemozliwe, by prawdziwa nauka
nie prowadzila do Boga.

Jak widac, to wszystko nie jest takie proste. Poznanie Boga zachodzi w 
zupelnie innym porzadku. Dawniej z teologii wyprowadzano inne nauki, a 
w konsekwencji nauka wyemancypowala sie. Dzis teologia i nauka sa
wzajemnie nieprzenikalne.

Dobrze sie stalo, ze Kosciol, zamykajac sprawe Galileusza, potwierdzil
autonomie nauki i jej niesprowadzalnosc do teologii. Musze powiedziec,
ze bylem swiadkiem narodzin tych przemian, w ktorych zasadnicza role
odegral papiez Jan Pawel II. Bralem udzial w seminariach krakowskich, w
ktorych uczestniczyl jeszcze kardynal Wojtyla. Dyskutowano na nich o 
filozofii, religii, nauce, o wzajemnych relacjach miedzy nimi.

Pewnego razu profesor Jerzy Janik, fizyk z Krakowa, zadal pytanie, kiedy
Kosciol definitywnie rozstrzygnie problem Galileusza. Kardynal Wojtyla
odpowiedzial, ze gdyby to zalezalo od niego, to rozwiazanie tego 
problemu znacznie by przyspieszyl. Tak sie zlozylo, ze od pewnego
momentu zaczelo to od niego zalezec. Jak bardzo ta sprawa lezala 
papiezowi na sercu, moze swiadczyc fakt, ze u poczatku pontyfikatu,
podrozujac trasami swoich pielgrzymek, latal samolotem noszacym imie
Galileo Galilei.

----------------

Prof. dr hab. Zbigniew Ryszard Grabowski, wybitny polski fizykochemik,
pracuje w Instytucie Chemii Fizycznej PAN. Jest przewodniczacym
Towarzystwa Popierania i Krzewienia Nauki.

----------------

[Od red. dyz. Mialem okazje sluchac prof. Grabowskiego juz kilka lat
temu, gdy zboczyl z dziedziny spektroskopii molekularnej w swiat
paleobiologii i kosmochemii. W porownaniu z tamtymi wykladami
powyzszy tekst jest podany w sposob nader popularny, czemu trudno sie
dziwic majac na wzgledzie, gdzie zostal opublikowany. Mam jednak
nadzieje, ze nawet ci Czytelnicy "Spojrzen", ktorzy maja wyksztalcenie 
scisle - przyrodnicze (a takich jest wiekszosc) przeczytali to z 
zainteresowaniem. J.K_ek.]
________________________________________________________________________

Jerzy Remigioni 


                        WEIN, WEIB, GESANG
                        ==================

Po polsku haslo to znane jest jako: `Wino, kobiety i spiew'. Aby
nie narazic sie na zarzut seksizmu, drugi jego element nie bedzie
poruszany, zas trzeci - byc moze - kiedy indziej. Bedzie wiec
o winie, niemieckim oczywiscie.

Z tesknota czytuje niektore pozycje "Kacika Kulinarnego" w 
"Spojrzeniach". Zeby tak i u nas bylo sie czego uczyc... O kuchni 
niemieckiej jednak zamilkne, choc to na pewno sprawa gustu. Mozna za to 
wiele pisac o piwach, bo sa swietne, ale to akurat zdecydowanie nie
moje poletko.

(Tu przypomina sie brodata anegdota o kilku rozbitkach na bezludnej 
wyspie, kazdy oczywiscie innej nacji i kazdy marzacy glosno o tym, co 
bedzie robil po powrocie do domu. Francuz opowiada wiec, jak to 
otworzy butelke wykwintnego szampana, obleje nim swa `petite amie' od 
stop do glow, po czym bedzie - mlodziez przy terminalach przepraszam - 
zlizywal. Niemiec slucha tego z podziwem i pyta: `A piwem mozna?')

Ale nie upadajmy na duchu. Nie tylko piwem splywaja Niemcy. Caly 
poludniowy zachod kraju to region winnic. Ich zakres pokrywa
sie bardzo dobrze z przebiegiem Limes, czyli walu ziemnego usypanego
przez Rzymian przed III wiekiem n.e. dla obrony rubiezy Imperium, 
oraz z nurtem Renu. Nic dziwnego - wszedzie tam, gdzie w Europie 
poza basenem Morza Srodziemnego uprawia sie winorosla, zostaly one 
przyniesione przez legiony (chocby na Wegry).

Zacznijmy od tego, ze wino niemieckie = wino biale. Istnieja wprawdzie
rowniez wina czerwone, robione na ogol z egzotycznych gatunkow
winogron, o ktorych nizej, ale z winami czerwonymi typu francuskiego
czy wloskiego maja one niewiele wspolnego.

Najwazniejsze regiony winne to Nadrenia-Palatynat (Rhein-Pfalz), Mozela
(Mosel), Badenia (Baden) i Wirtembergia (Wuerttemberg). W dwu
pierwszych produkuje sie bodaj najbardziej znane biale i czasem
rozowe wina renskie i mozelskie, w dwu pozostalych nieco mniej znane 
rodzaje win bialych, rozowych, a rowniez i czerwonych.

Oprocz regionu produkcji na butelkach niemal zawsze, a w kazdym razie
czesciej niz na winach francuskich, o ktorych i tak kazde niemowle wie,
z jakich robione sa winogron (n.p. ze Beaujolais jest robione z gamais), 
wymieniany jest gatunek winogron.

I tak wina mozelskie i renskie slyna z rieslinga, ktory dla podniebienia
nizej podpisanego konsumenta jest najszlachetniejsza odmiana winogron
dajacych wina biale. Rowniez tak sie sklada, ze wlasciwie jedyne wina
w pelni wytrawne, ktore zdecydowanie preferuje, sa produkowane z tego 
gatunku, choc przewazaja wina polwytrawne.

Poza rieslingiem wina te produkowane sa z takich odmian jak
sylvaner, muskat czy mueller-thurgau. Wiekszosc tych wyrobow jest albo
polslodka, albo zupelnie slodka. W Wirtembergii, jak wspomnialem,
produkuje sie rowniez wina czerwone, uzywajac winogron odmian lemberger 
i trollinger. Wina te sa wlasciwie rozowe w kolorze, na ogol rowniez
slodkawe i cokolwiek pachna i smakuja drozdzami, co wedlug mnie
upodabnia je do wyrobow domowych. No ale, jak brzmi tutejsza
reklama, `Kenner trinken Wuerttenberger', czyli `Znawcy pija wina
wirtemberskie' i istotnie wina tutejsze sa czesto drozsze niz renskie
lub mozelskie. Skladam to na karb patriotyzmu lokalnego, choc poznalem
znakomitego rieslinga rodem z przedmiescia Stuttgartu, na ktorym
produkuje sie mercedesy, zwie sie on Untertuerkheim.

Pora zapytac, jak Niemcy kwalifikuja swe wina: otoz rozroznia sie
szereg szczebli jakosciowych. Najpodlejsze sa wina rodzaju Tafelwein,
czyli wina stolowe. Tych wlasciwie nie widuje sie w butelkach - choc
jesli zna sie miejscowego winiarza, mozna za niewielkie pieniadze
kupic bardzo przyzwoity wyrob. Wina butelkowe zaczynaja sie od 
kategorii Qualitaetswein, czyli odpowiednika francuskiego Vin 
d'Appelation Controlee czy wloskiego DOC (Denominazione di Origine 
Controllata). Oznacza to mniej wiecej, ze dany produkt powstal z 
winogron wyhodowanych na konkretnym obszarze geograficznym i pod 
kontrola urzedowa (nie musze mowic, ze jak zwykle w Niemczech bardzo 
drobiazgowa, natomiast co do jej skutecznosci, to chodza rozne opinie).

Wyzsze stopnie wtajemniczenia to: Qualitaetswein mit Praedikat i 
Kabinett. Nie pytajcie, skad sie wziela ta ostatnia nazwa, o czyj 
chodzilo gabinet.

Nowa jakosc pojawia sie przy winach kategorii Auslese i Spaetlese.
Te pierwsze to odpowiedniki francuskich Grand Cru i Premier Cru, czyli
win produkowane w scisle limitowanych ilosciach, z gron zebranych w
konkretnych winnicach. Spaetlese z kolei to wino z gron, ktore
zostaly zebrane specjalnie pozno w danym roku, co spowodowalo, ze
zawieraly wiecej cukru niz pozostale. Oczywiscie nie kazdego roku ta 
sztuka sie udaje: wystarczy, ze przyjdzie przedwczesny przymrozek lub
fala jesiennych deszczow, a zbior moze sie zmarnowac.

Tu trzeba powiedziec, ze w 90% lub wiecej przypadkow, wraz z klasa
wina rosnie zawartosc w nim cukru. Czyli mozna byc niemal pewnym,
ze Auslese bedzie slodsze od zwyklego Qualitaetswein. Jest to
sprawa przyjetych gustow - biale niemieckie wina niekoniecznie sluza
jako napoj do posilkow, raczej do saczenia pomiedzy nimi, czesto
towarzyszac `Kuchen', czyli ciastom. Czytalem jednak, ze gusta te
sa stosunkowo swiezej daty - jeszcze w XIX wieku wiekszosc 
produkowanych przynajmniej na poludniu Niemiec win byla wytrawna. Czyli 
proces dokladnie odwrotny do tego, o ktorym pisal red. J.K_uk jesli 
chodzi o Francje. Wina prawdziwie wytrawne, a nalezace do wysokiej 
klasy, sa rzadkoscia. Nie nalezy przy tym specjalnie sugerowac sie 
napisem na etykiecie: `Trocken', czyli `wytrawne'. Wina tak znakowane 
moga roznic sie smakiem od polwytrawnego do calkiem slodkiego. 
Sprawdzilem, ze moj ulubiony riesling z Untertuerkheim nosi na butelce 
napis: `Spezialtrocken fuer Diabetiker', czyli `Specjalnie wytrawny dla 
cukrzykow' i dopiero on mnie zadowala.

To dazenie do najwyzszej slodkosci nigdzie sie lepiej nie ujawnia, niz
w winach dwu najwyzszych kategorii: Beerenauslese i Eiswein. To 
pierwsze produkowane jest metoda bardzo zblizona, a moze identyczna
jak opisywane w "Spojrzeniach" nr 73 Sauternes. Jakis grzybek lub
pasozyt powoduje fermentacje gron na krzaku i zaburzenia w procesach
naturalnych, czego koncowym efektem jest zwiekszenie zawartosci cukru.
Jak zwykle w winach niemieckich, cukier ten tylko czesciowo jest
przeksztalcany w alkohol, powodujac, ze wino takie jest na ogol bardzo
slodkie, ale za to o wspanialym bukiecie i intensywnie zoltej barwie.

Kategoria zas dla wybranych jest Eiswein. Wino to robione jest w 
zasadzie jak Spaetlese, czyli z pozno zbieranych winogron. Ale proces
jego produkcji jest scisle kontrolowany: czeka sie na serie nocnych
jesiennych przymrozkow, jednak przy slonecznej pogodzie w dzien. Nie 
pamietam, ile konkretnie nocy pod rzad musi byc ponizej jakiej 
temperatury, ale chyba 5 nocy z temperatura ponizej -8 stopni C. 
Dopiero wowczas wolno grona zebrac i dalej zmrozone poddac wytlaczaniu. 
W tak przygotowanych gronach zawarta jest tylko mala kropelka 
niezamarznietego z powodu duzej koncentracji cukru moszczu i wlasnie z 
tej kropelki produkuje sie nastepnie wino. Wydajnosc jest wiec znikoma, 
dodatkowo producent ryzykuje pozostawiajac grona na krzaku tak dlugo, 
bo wystaczy, ze mroz pusci za wczesnie i cala procedura na nic. Nie 
musze wiec dodawac, ze Eiswein osiaga zawrotne ceny: sprzedawane jest 
zawsze w malych butelkach po 0.375 l, z ktorych kazda kosztuje co 
najmniej 60-80 DM. Prawde powiedziawszy, jest to wlasciwie syrop 
alkoholowy, ale o nieprawdopodobnym wrecz bukiecie.

Pora jednak zejsc z wyzyn Olimpu (czy raczej Walhalii) na ziemie i 
otworzyc butelke wspomnianego rieslinga kategorii bardziej przyziemnej,
bo Qualitaetswein mit Praedikat. Na zdrowie. (Na zakaske precle).

                                      Jerzy Remigioni 
________________________________________________________________________
 
Redakcja "Spojrzen": [email protected] (Jurek Krzystek)
                     [email protected] (Zbigniew J. Pasek)
                     [email protected] (Jurek Karczmarczuk)
                     [email protected] (Mirek Bielewicz)
stale wspolpracuje:  [email protected] (Maciek Cieslak)
 
Copyright (C) by Jurek Krzystek 1993. Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.
 
Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.
 
Prenumerata: Jurek Krzystek. Numery archiwalne dostepne przez anonymous
FTP i gopher, adres:  (128.32.162.54), directory:
/pub/polish/publications/Spojrzenia.
 
____________________________koniec numeru 76____________________________