_________________________________________________________________________

                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_________________________________________________________________________
 
   Poniedzialek, 28.04.1997          ISSN 1067-4020             nr 147
_________________________________________________________________________
 
W numerze:
 
       Izabella Wroblewska - Stefan Jaracz
      Tadeusz K. Gierymski - Stefan Jaracz w kinie i w teatrze
       Izabella Wroblewska - Preisner prywatnie
      Tadeusz K. Gierymski - Jozef Gawlina
          Malgorzata Zajac - Dorota Segda
       Izabella Wroblewska - Nagrody Ministra Kultury za rok 1996
 
_________________________________________________________________________
 
[Od red. Przypominamy, ze "Spojrzenia" opieraja sie w wiekszosci na
materialach listy dyskusyjnej "Papirus". Informacje o tej ostatniej do
uzyskania od jej opiekuna, Tadeusza Gierymskiego - adres:
[email protected]>]
 
_________________________________________________________________________
 
Izabella Wroblewska 
 
 
                            STEFAN JARACZ
                            =============
 
 
Stefan Jaracz byl przez opatrznosc pozbawiony warunkow zewnetrznych,
ktore zwyklo sie uwazac za istotne w zawodzie aktora. Mial 164 cm
wzrostu, krepa sylwetke i malo wyraziste rysy twarzy. Mimo tego byl
jednym z najwiekszych polskich aktorow teatralnych, ktorego role weszly
na stale do historii naszego teatru. Ponadto blisko 30 razy stanal
przed kamera filmowa.
 
Urodzil sie 24 grudnia 1883 roku w Zukowicach Starych pod Tarnowem w
rodzinie nauczyciela. Jeszcze jako uczen grywal w szkolnych
przedstawieniach teatralnych. Mature zdawal w 1903 roku w Bochni. Jego
biografowie odnotowali, ze byla to matura z jesienna poprawka zdawana w
Krakowie. Przez dwa semestry studiowal w Krakowie na UJ historie
sztuki, prawo i polonistyke.
 
Wkrotce jednak zaangazowal sie do Teatru Ludowego w Krakowie. Potem
byly kolejne angaze w Poznaniu i Lodzi, a pozniej sluzba w wojsku
austriackim. W 1911 roku Jaracz przyjechal do Warszawy, gdzie w maju
wystapil pierwszy raz w Teatrze Bagatela w sztuce Nowaczynskiego "Bog
wojny" grajac Napoleona. Kilka miesiecy pozniej zagral Napoleona w
"Napoleonie i Jozefinie" Hermanna Bahra w Teatrze Malym.
 
Juz wtedy zaliczony zostal do najwybitniejszych przedstawicieli mlodego
pokolenia aktorskiego. Byl konsekwentnie wyrozniany przez krytykow. W
1912 roku pierwszy raz stanal przed kamera filmowa w filmie "Oblakany",
gdzie byl partnerem swojej zony - Jadwigi Danilowiczowej. Jeszcze przed
wybuchem wojny wystapil tez, wspolnie z Aleksandrem Zelwerowiczem, w
sensacyjnym melodramacie "Tajemnica pokoju 100".
 
W latach wojny, jako poddany austriacki, zostal internowany w glab
Rosji. Wystepowal w Moskwie i w Kijowie. Do Polski wrocil w sierpniu
1918 roku i od samego poczatku wlaczyl sie w organizacje zycia
teatralnego. Byl wspolinicjatorem zalozenia Zwiazku Artystow Scen
Polskich (ZASP). W latach 20-tych gral miedzy innymi w Warszawie,
Poznaniu, Lwowie, Krakowie, Toruniu, Gdansku i Bydgoszczy. Wszedzie
mial opinie czlowieka trudnego i konfliktowego. Od lat walczyl z
alkoholizmem, cierpial na glebokie depresje i mial za soba probe
samobojcza.
 
W okresie kina niemego zagral w dziesieciu filmach. Partnerowali mu
Juliusz Osterwa (w melodramacie Aleksandra Reicha "Za winy brata"),
Jadwiga Smosarska, Jozef Wegrzyn i Aleksander Zelwerowicz (w 
"Niewolnikach milosci" Jana Kucharskiego). Wystapil w kilku znaczacych 
dla polskiej kinematografii adaptacjach utworow literackich: w 
"Przedwiosniu" Henryka Szaro, "Ponad snieg" Konstantego Meglickiego, 
"Panu Tadeuszu" Ryszarda Ordynskiego i "Urodzie zycia" Juliusza Gardana.
 
W 1930 roku Jaraczowi udalo sie skompletowac zespol, z ktorym rozpoczal
prace na Powislu w Teatrze Ateneum. Wkrotce jednak zaczal sie w jego
zyciu okres konfliktow i zatargow ze srodowiskiem, m.in. z Leonem
Schillerem. W pewnym okresie zostal nawet skreslony z ZASP-u.
 
Przez caly ten czas cieszyl sie jednak ogromnym powodzeniem wsrod
publicznosci, a jego nazwisko bylo magnesem przyciagajacym do sal
kinowych. A kino dzwiekowe przynioslo mu kilka znaczacych rol. W
"Bialej truciznie" Alfreda Niemirskiego, w "Ksieznej Lowickiej" Janusza
Warneckiego, w "Rozy" Jozefa Lejtesa, w "Przebudzeniu" Aleksandra Forda,
"Mlodym lesie" Lejtesa i w "Panu Twardowskim" Henryka Szaro.
 
Nalezal do aktorow grajacych czesto i chetnie. Czesto tez udzielal
wywiadow, w ktorych dzielil sie swoimi spostrzezeniami na temat aktorstwa
filmowego. Wynika z nich, ze nie bardzo lubil prace przed kamera.
Draznilo go krecenie "kawalkow". Mowil:
 
        "Nie bardzo wiem, co poza mna, a co przede mna, a to jest
        denerwujace i niepokojace [...]. Gdy ogladam potem siebie
        na ekranie, odnosze niesamowite, przykre wrazenie. Mam
        uczucie, jakbym widzial siebie zdeformowanego przez wklesle
        zwierciadlo".
 
Technika pracy w filmie nie pozwalala mu na "rozegranie sie", "wejscie w
role", "rozmach", ktore aktor odnajdywal jedynie w teatrze. Dlatego
zapewne zachowane na tasmach filmowych role Jaracza nie rzucaja widza na
kolana, nie zapadaja gleboko w pamiec, moze z wyjatkiem jednej.
 
W 1936 roku powstal film "Jego wielka milosc", ktorego scenariusz
napisano specjalnie z mysla o aktorze. Intencja autorow scenariusza -
Alicji i Anatola Sternow bylo ukazanie fenomenu aktorstwa Jaracza.
Mozna to bylo osiagnac wykorzystujac elementy jego ulubionych rol, a
taka rola byla na pewno rola Napoleona. Fabula filmu wykorzystywala
takze zrecznie elementy melodramatu i sensacji.
 
Kazdy, kto choc raz zobaczyl "Jego wielka milosc", nie moze nie
zapamietac kreacji Jaracza, a zwlaszcza sceny przemiany z niepozornego
suflera w wodza zwycieskiej armii. Prawde powiedziawszy, z filmowego
dorobku aktora pozostaje w pamieci ta jedna rola, rezyserowana przez
Stanislawe Perzanowska i Mieczyslaw Krwawicza z mysla o zapisie fenomenu
jego aktorstwa. Jaracz przytlacza w filmie wszystkich pozostalych
aktorow, a sam film przypomina bardziej sztuke teatralna, niz widowisko
filmowe.
 
Gdyby nie ten film - niewielu zyjacych dzis ludzi mialoby wyobrazenie
tego, co znaczyly na przyklad zachowane w "Dziennikach" Lechonia slowa:
 
        "Jaracz byl w swoim pokoleniu jedynym niemal wielkim aktorem,
        ktory sie nie zmarnowal i, jesli nie byl pijany w kamien, gral
        jakby wulkan buchnal".
 
W 1938 roku Stefan Jaracz wystapil w tytulowej roli, w trzyczesciowym
sluchowisku radiowym "Obrona Sokratesa", ktora do dnia dzisiejszego
uwaza sie za pierwszy wielki sukces aktorski w historii polskiego radia.
 
W czasie okupacji przez pewien czas pracowal w Lublinie, potem wrocil do
Warszawy, gdzie wystepowal jako recytator w "Cafe Jaracz". W kwietniu
1941 roku, podejrzewany o zwiazek z zamachem na aktora-renegata Igo
Syma, zostal aresztowany przez gestapo. Wywieziony do Auschwitzu, ciezko
chory na gruzlice, zostal zwolniony po szesciu tygodniach.
 
We wrzesniu 1944 przyjechal z Otwocka do Lublina, aby wlaczyc sie w
zycie teatralne. Rozwijajaca sie gruzlica zmusila go jednak do powrotu.
W Otwocku napisal list odczytany na pierwszym po wojnie zjezdzie ZASP,
nazwany pozniej "Testamentem Jaracza". Zmarl w Otwocku 11 sierpnia 1945
roku.
 
____________________________________
 
Tekst powyzszy oparlam na podstawie pracy Malgorzaty Hendrykowskiej
opublikowanej w miesieczniku "Film" w listopadzie 1996 roku.
 
 
Izabella
_________________________________________________________________________
 
Tadeusz K. Gierymski 
 
 
                  STEFAN JARACZ W KINIE I W TEATRZE
                  =================================
 
 
                                 Strasznie dziwna ta Warszawa
                                 Ciagly w niej krzyk, ciagla wrzawa.
 
                                        Jan Kanty Gregorowicz
 
 
Dorzuce kilka wspomnien i uwag do reportazu Stefan Jaracz p. Izabeli.
 
Zaczne od kina, ktore w miedzywojennym dwudziestoleciu stawalo sie
powazna konkurencja dla teatru. Pierwsze nieme kino zaistnialo w
Warszawie w roku 1906. Bylo w Warszawie kilka takich iluzjonow, ale
dopiero w latach trzydziestych, po powstaniu kina dzwiekowego, rozwinela
sie kinematografia i powstawaly w Polsce nie tylko kina, ale i wytwornie
i atelier filmowe.
 
Wczesne filmy polskie oparte byly na tematach z naszej literatury, jak
np. "Krzyk" Przybyszewskiego, "Na Jasnym Brzegu" oparty byl na nowelce
Sienkiewicza, "Uroda zycia" i "Rok 1863" to Zeromski, "Czaty", film z
1920 roku, oparty jest na balladzie Mickiewicza.
 
"Tredowata", film z 1926 r., z Jadwiga Smosarska w roli glownej, oparty
byl na romantycznej powiesci Heleny Mniszkowny z roku 1908, o skromnej
panience, ktora wchodzi w krag arystokracji, i o fatalnym tego koncu.
Wielu krytykow zaliczyloby Mniszkowne do kragu pisarzy drugorzednych,
jesli nie kiczowatych i grafomanskich, wspomne wiec, ze Prus wysoko
sobie podobno cenil te pisarke, ktora wlasnie w miedzywojennym
dwudziestoleciu osiagnela szczyt popularnosci.
 
Studio Sfinks wydalo grube pieniadze na produkcje tego filmu, kreconego
we dworach i w domach arystokracji w Warszawie. Dobierano starannie
aktorow; meska role glowna gral aktor zadziwiajaco podobny do filmowego
bozka, Rudolfa Valentino.
 
Oryginal, wszystkie kopie filmu, i podobno nawet scenariusz, przepadly w
czasie wojny, ale zachowaly sie bogato ilustrowane i ze szczegolowa
narracja programy tego popularnego filmu.
 
Mamy takze recenzje Antoniego Slonimskiego, w ktorej atakuje on i film,
porownujac go do cofajacej sie sztafety, i studio. Pisze, ze nie mozna
odmowic p. Hertzowi daru robienia pieniedzy, bo produkujac "Tredowata"
odwolywal sie do najnizszych wartosci ludzkich. Sama idea sfilmowania
"Tredowatej" jest, wedlug Slonimskiego, klasycznym przykladem
zlodziejskiej pomyslowosci. Bohaterka filmu to "bogini kucharek i
szwaczek", itd., itp., tnie jezykiem jak brzytwa bezlitosny p. Antoni.
 
Wczesne filmy polskie byly, powiedzmy prawde, raczej slabe. Tak slabe,
ze mala grupka polskich rezyserow zorganizowala w 1930 roku "START",
Stowarzyszenie Milosnikow Filmu Artystycznego, by szerzyc kulture
filmowa, polepszyc sytuacje w polskiej kinematografii. START
propagowal dzialalnosc publicystyczna o filmie, organizowal imprezy,
odczyty i wieczory dyskusyjne, jak np. "Polski grajdolek filmowy" w
1933 r., pokazy filmow, krotkometrazowki. Tadeusz Wittlin dostal od
STARTu zaliczke na adaptacje "Zolnierza Krolowej Madagaskaru" z Mira
Ziminska. Te dzialalnosc STARTu kontynuowala pozniej z udzialem jego
czlonkow Spoldzielnia Autorow Filmowych.
 
Tuz przed wojna bylo chyba w Warszawie jakies szesciedziesiat, a moze
nawet siedemdziesiat piec kin, majacych blisko czterdziesci trzy
tysiace miejsc. Wiele z nich bylo na Marszalkowskiej.
 
Pamietam tylko kilka z nich: "Napoleon" na pl. Trzech Krzyzy, ktore
podczas okupacji bylo tylko dla Niemcow, "Atlantyk" na Chmielnej,
"Palladium" na Zlotej, i, mam nadzieje, ze sie nie myle, "Roma" na
Nowogrodzkiej. Byly to takze najbardziej nowoczesne kina warszawskie.
Nie pamietam, jak pisalo sie nazwy wielu kin, a mialy one holywoodzki
wydzwiek: casino, colosseum, florida, hollywood, mars, riviera, sphinx.
 
A powinienem moze pamietac kilka innych przynajmniej, bo w akcji Malego
Sabotazu atakowalismy, nawet fizycznie, kina i uczeszczajaca do nich
publike pod haslem "Tylko swinie siedza w kinie". Jeden taki najazd
zrobilismy na kino przy ul. Wolskiej, ktorego nazwy nie przypominam
sobie.
 
Dymsza, Cwiklinska, Jaracz, Pola Negri - pamietam dobrze te nazwiska,
ale oprocz ogolnych wrazen z przedwojennych filmow polskich, i musze sie
przyznac, ze negatywnych raczej, slabo pamietam ich fabule.
 
Pamietam natomiast teatralnosc gry aktorow, patetycznosc scen,
niedomagania obrazu i dzwieku. Jaracz wystepowal, np., jako ojciec
Baryki w "Przedwiosniu" i jako Rozlucki w "Urodzie Zycia";
bez watpienia lepsze wrazenie robil na scenie teatralnej, o czym ponizej.
 
Jaracz w Warszawie gral w teatrach Malym, Polskim, Rozmaitosci i
Narodowym. Zespol p. Jaracza wystepowal takze w Teatrze Aktora, gdzie
wspoldyrektorem byla p. Mira Ziminska, i w Teatrze Nowa Komedia.
 
Z jego inicjatywy i staraniem Zwiazku Zawodowego Pracownikow Kolejowych
powstal w 1926 roku w budynku zwiazkowym przy ul. Czerwonego Krzyza
postepowy teatr "Ateneum", dzis chyba Teatr Ateneum im. Stefana
Jaracza, przeznaczony dla robotnikow i inteligencji. Jaracz byl, z
przerwami, dyrektorem tego teatru od wrzesnia 1930 r. do wrzesnia 1939
r. Przejsciowo dyrektorami byli tam takze Leon Schiller, Adwentowicz i
Szpakiewicz, a rezyserowala tam glownie Stanislawa Perzanowska, aktorka,
pedagog i rezyser.
 
Warto byloby osobno i wiecej o p. Perzanowskiej napisac, bo
reprezentuje ona ciekawy rozdzial w historii teatru polskiego. Byla
jedna z kilku kobiet, ktorym swietnie udalo sie polaczenie karier
aktorki i rezyserki, o czym nie slyszalo sie wtedy na Zachodzie. Pani
Perzanowska ceniona byla za swe interpretacje w sztukach Moliera,
Beaumarchais i Aleksandra Fredry i za inscenizacje ich, a takze
Zapolskiej.
 
Dla "kasy" Ateneum musialo isc na kompromisy, wystawiajac popularne
atrakcje, np. rewie muzyczne. Scena Ateneum byla plytka; zmuszalo to
do inowatorskich rozwiazan inscenizacyjnych i dekoratorskich.
 
Jako aktor p. Jaracz gral w okolo 300 rolach, glownie dramatycznych i
komediowych, nadajac swym kreacjom akcenty melancholii, nieszczescia i
poczucia krzywdy. Odzwierciedlal w pewnych rolach protest spoleczny, a
styl jego byl amalgamatem realizmu i ekspesjonizmu.
 
Nie ma watpliwosci co do teatralnego dorobku Stefana Jaracza.
Wymieniany jest jako jeden z tworcow teatru tego okresu, wymieniany jest
razem z innymi luminarzami, jak Leon Schiller, Ludwik Solski i Arnold
Szyfman.
 
Zanim zajme sie glownym tematem tej czesci mego opracowania, czyli
przyrzeczonym omowieniem wspolpracy p. Jaracza z Januszem Korczakiem,
pozwole sobie na krotka dygresje. Zobaczmy go z wlasnego opisu, ale, ze
sie tak wyraze, nie na koturnach.
 
Wspomina Antoni Slonimski:
 
        Opowiadal mi nieraz Stefan Jaracz o swoich
        mlodzienczych wedrowkach po prowincji, gdy Teatr
        Polski w Warszawie mial juz scene obrotowa, a w
        Siedlcach gralo sie jeszcze w szopie strazackiej
        przy swieczkach.
 
        Gral tam starego Moora w "Zbojcach" Schillera.
        Scena miala przedstawiac las. Byla wiec plachta z
        wymalowanymi drzewami, a na przodzie sceny inspicjent
        poustawial pare skrzynek drewnianych, ktore imitowac
        mialy pienki drzew. Byly swiezo malowane na brazowo,
        wiec gdy Jaracz w majestatycznie bialej szacie siadl
        na jednym z tych pienkow, utytlal sie dosc brzydko.
 
        Gdy padly slowa: "Wyprowadzcie starca w glab lasu",
        i Jaracz wstal, i odwrocil sie od widowni, ktos
        krzyknal z galerii: - Juz nie trzeba.
 
I jeszcze ze wspomnien o Jaraczu podaje p. Slonimski:
 
        Opowiadal mi rowniez Jaracz, ze we Lwowie, gdy grano
        "Kosciuszke pod Raclawicami", na statystow brano
        andrusow z Lyczakowa. Czesc z nich grala zolnierzy
        moskiewskich, a czesc polskich. Kiedys na scenie
        wynikla draka na serio i Moskale zaczeli wygrywac.
        Trzeba bylo spuscic kurtyne, zeby uniknac jeszcze
        jednej kleski narodowej.
 
Niewielu z nas pamieta, ze Janusz Korczak w roku 1898 - mial wtedy
dwadziescia lat i byl studentem medycyny na Uniwersytecie Warszawskim -
uslyszawszy o konkursie dla dramaturgow pod patronatem Ignacego
Paderewskiego zlozyl nan swa czteroaktowa sztuke "Ktoredy" o czlowieku,
ktory z powodu choroby umyslowej zrujnowal swa rodzine. "Ktoredy"
otrzymala honorowa wzmianke jury.
 
Podobno wtedy narodzic sie mial 'nom de plume' Henryka Goldszmita.
Potrzebowal, mowiono, pseudonimu, przyjal wiec imie i nazwisko z
powiesci historycznej Kraszewskiego "Historia o Janaszu Korczaku i
pieknej miecznikownie" - "Janasz Korczak" - ale drukarz popelnil
literowke i tak juz na zawsze zostalo: Janusz Korczak. Naprawde to
jeszcze przez szesc lat pozniej podpisywal sie swym rodzinnym
nazwiskiem, a swe naukowe artykuly - zawsze.
 
Poczatek lat trzydziestych byl trudny i dla teatru i dla Korczaka.
Dusila swiat Wielka Depresja, sytuacja materialna aktorow, rezyserow i
kogokolwiek zwiazanego z teatrem byla bardzo zla, nie bylo dotacji
rzadowych i miejskich. Zastrajkowaly w protescie wszystkie teatry
warszawskie.
 
A Korczak? Stracil w 1929 r. Izaaka Eliasberga, przyjaciela i
niestrudzonego zbieracza funduszow dla sierocinca na Krochmalnej. W
1931 zastrzelil sie Jakub Mortkowicz, takze najblizszy przyjaciel i
wydawca ksiazek Korczaka. Wrocil on z Paryza przygnebiony swym
zadluzeniem i pogarszajaca sie koniunktura wydawnicza.
 
Sytuacja ekonomiczna Polski byla paskudna, szykanowano Zydow, i w takiej
to atmosferze pisal Korczak swa druga i ostatnia sztuke "Senat
szalencow", umieszczajac jej akcje w domu dla oblakanych. W "Ktoredy"
rozprawial sie z obledem ojca. "Tworki" nowej sztuki to metafora dla
spoleczenstwa, dla swiata.
 
Tym domem oblakanych zarzadza dobry i madry lekarz. Lecznica ta ma
senat, ktory zbiera sie, by przedyskutowac swiat, terazniejszosc, zycie
i ludzkosc i winy ludzkosci. Dobry doktor (Korczak?) stwierdza, ze
historie wojen i religii trzeba analizowac z perspektywy szalenstwa.
 
W sztuce zaciera sie granica miedzy swiatem zdrowych i oblakanych,
miedzy iluzja, a rzeczywistoscia. Come sta, Signore Pirandello? Kto
jest oblakany? Kto zdrowy? Mieszkancy tego szpitala? Swiat
zewnetrzny? Kazdy z senatorow powaznie deklaruje sie byc oblakanym,
mowi tylko o sobie, a ignoruje, nie slucha innych.
 
Najbardziej przerazajacym pacjentem jest sadystyczny pulkownik
mamroczacy bez przerwy "Niszcz i pal!". Chce on ludzi tak wymusztrowac,
by nienawidzili humanitarnosc, hygiene, szkolnictwo, cywilizacje i
Zydow. Marzy o szubienicy na rynku kazdego miasta i miasteczka, na
ktorej powiesi sie wszystkich idealistow.
 
Odgrzebac chce kosci Gutenberga i Edisona i spalic je na popiol. Glosi
ewangelie morderstwa, gwaltu i rzezni krwawej; nalezy sie sposobic do
wyganiania ofiar z ich domow, rabowania i palenia ich, by w triumfie
rozkoszowac sie widokiem ich popalonych domow i cial, milionow
zweglonych cial.
 
Na dwa lata przed przyjsciem Hitlera do wladzy. Na osiem przed
poczatkiem Zaglady, jakzez jasno wyraza Korczak co sie dzieje, co sie
stanie.
 
Inny szaleniec, restaurator, srodki przeczyszczajace z potrawami chce
podawac. Niedoszly morderca, kobiete postrzelil w tramwaju. Zabic ja
chcial, bo niegrzeczna byla. Gieldziarz porownuje ludzi do
lalek-zabawek. Wszyscy sa tacy sami, jeden jest w srodku drugiego, jak
te lalki-zabawki. Tak wyraza swa opinie, ze wszyscy zarazeni sa
wspolnym szalenstwem.
 
A Bog? Maly Janek, jeden z normalnych mieszkancow tego domu wariatow,
dowiaduje sie, ze Bog czul sie niepotrzebny, uciekl, schowal sie.
Zdesperowani ludzie oglaszali w gazetach nagrode za wiadomosc o
miejscu pobytu Boga. Trudny byl do znalezienia, bo ani fotografii, ani
odciskow palcow Boga nie mieli. Chodzily plotki, ze byl tu, ze tam
karmil ptaki, ze jeszcze gdzie indziej z ladacznicami rozmawial.
 
Znalazla Go mala dziewczynka w gniazdku skowronka. Zgodzil sie, odziany
w gronostaje, byc uroczyscie wystawiony w swiatyni ze zlota i marmuru,
ale uciekl po drodze, zamieniajac sie w jagode, by sie przespac
spokojnie, potem jechal furmanka rozmawiajac z Zydem-woznica, a gdy go
agent wywiadu przylapal, wzniosl sie w powietrze i spadl kaskada
perelek w serca dzieci.
 
Bo w dzieciach widzial Korczak przyszlosc i zbawienie swiata, dziecko
bylo prawdziwa wartoscia ludzkosci. Dlatego jest tak Bogu drogie.
Dziecko, pewny jestem - mowil - odegra decydujaca role w duchowym
odrodzeniu swiata.
 
Nie potrafie stwierdzic, jak Jaracz zapoznal sie z tekstem sztuki
Korczaka.
 
Wedlug jednej wersji byl obecny podczas czytania jej w mieszkaniu
jakiejs aktorki. Ja przychylam sie do wersji Hanny Mortkowicz
Olczakowej, corki wspomnianego powyzej Jakuba Mortkowicza. Ona twierdzi,
ze Korczak sam przyniosl Jaraczowi sztuke do Ateneum. Wiemy, ze Korczak
szanowal Jaracza. Pisal o nim w listach do przyjaciol w Palestynie, ze
stara sie go naklonic, by pojechal tam z wizyta. Pisal im, ze Jaracz
jest wielkim artysta, ze oni sa godni jego, a on ich.
 
W czasie prob, czytalem, Korczak palil papierosa po papierosie.
Aktorzy, jak wyrazil to jeden z nich, zdziwieni byli niedbalym ubraniem
Korczaka. Wszystko wygladalo tandetnie: marynarka, buty robotnika,
nawet metalowa oprawka jego okraglych okularow. Oczy mial
zaczerwienione, jakby nie dosypial.
 
Korczak mial im powiedziec, ze tylko dzieci i oblakani sa interesujacy.
Zaproponowal im wizyte w Tworkach, gdzie natkneli sie na katatonikow, co
tak przygnebilo Jaracza, ze podczas powrotu do Warszawy slowa z siebie
nie wydal.
 
Proby mialy zaczynac sie o godzinie 23, po normalnym przedstawieniu.
Czesto czekac musieli na Jaracza. Korczak siedzial na ciemnej widowni,
godzine, poltorej... Bo podobno Jaracz kobietom i butelce oprzec sie
nie potrafil.
 
Premiera "Senatu szalencow" odbyla sie 1 pazdziernika 1931 roku.
Korczak siedzial w ostatnim rzedzie na balkonie z Igorem Newerlym, by
moc lepiej obserwowac reakcje widzow. Jaracz-Korczak blogoslawil i
przebaczal ludzkosci na proscenium:
 
        Przyjaciele, dalecy i bliscy, dobrze znani i
        nieznani, kuzyni siostry, bracia, slabi, smutni, glodni,
        spragnieni, popelniliscie bledy, nie grzechy. Nie
        wiedzieliscie, jak sie zachowac, ale na zgubienie nie
        poszliscie. Klade ma reke na wasze zmeczone glowy.
 
Na scenie obraca sie na swe krzywej osi globus. Jest sklecony ze
skrzynek na owoce, oklejony gazetami i obracajac sie prezentuje widowni
naglowki ich artykulow. Zegar, ze wskazowka w formie miecza, tyka,
wpierw jak rozchorowane serce, przyspiesza sie, tyka, tyka jak bomba z
zapalnikiem czasowym.
 
Po przedstawieniu widzowie domagaja sie Korczaka, wolaja "autor, autor".
Niesmialy Korczak ukazuje sie z Jaraczem i cala trupa na scenie.
Przychylna mu inteligencja warszawska bije brawa. Recenzje jednak byly,
mowiac bardzo oglednie, nie wszystkie pelne entuzjazmu. Groteskowa
farsa, pisano.
 
Slonimski, renomowany krytyk teatralny:
 
        Mamy tu dobra trupe aktorow, Ateneum, wysmienitego
        aktora, Jaracza i uroczego autora, Korczaka. Razem,
        niestety, zgotowali nam niefortunny zakalec.
 
        Korczak chce rozwiazac wszystkie problemy swiata w
        dwu godzinach gadaniny.
 
Jasna wydaje sie byc proweniencja krytyka, ktory drwil i skarzyl sie,
ze:
 
        Janusz Korczak (Goldszmit) twierdzi, ze wiekszosc
        wariatow wysmiewa nasze spoleczenstwo. Krytykuje
        wojsko, wypowiada sie przeciw rzadowi.
 
Sztuka splajtowala. Przygnebiony tym Korczak mowil, ze bedzie ja
przerabiac. Byla takze mowa o napisaniu, przy pomocy Jaracza,
dalszego ciagu "Senatu szalencow". Nic z tych zamierzen nie wyszlo.
 
A zwariowany zegar nad globusem tykal, tykal coraz predzej, tykal
nieublaganie...
 
 
tkg
_________________________________________________________________________
 
Izabella Wroblewska 
 
 
                           PREISNER PRYWATNIE
                           ==================
 
 
Po ogloszeniu przez Zbigniewa Preisnera zamiaru wyjazdu z Polski w
lokalnej prasie krakowskiej zawrzalo. Pojawily sie wypowiedzi znanych
tworcow kultury komentujacych ta decyzje kompozytora. Opublikowano tez
wypowiedzi niektorych osob znajacych blizej Preisnera, jego sasiadow i
znajomych. Przeniesmy sie na chwile na podkrakowska wies, gdzie mieszka
kompozytor.
 
Do Maszyc w gminie Ojcow wioda wyboiste boczne drogi. Oddalona o
kilkanascie kilometrow od Krakowa niewielka wioska moze pochwalic sie
jednym sklepem, dwoma telefonami i zastraszajaca liczba dziur
przypadajacych na metr kwadratowy jezdni. Ale Maszycami mozna sie tez
zachwycic. Jak magnez przyciaga w nich cisza i jurajski krajobraz. Ten
krajobraz przyciagnal do wsi Zbigniewa Preisnera. Kilka lat temu kupil
on we wsi stary zabytkowy dworek i postanowil tam zamieszkac. Wtedy
nikt nie spodziewal sie, ze kompozytor nagle zmieni zdanie.
 
Anna Szulc opisuje w Gazecie Krakowskiej wiejskich sasiadow Zbigniewa
Preisnera. Przeprowadza tez z nimi rozmowy. Sprobujmy przesledzic
najwazniejsze watki tych wypowiedzi, charakteryzujace sylwetke i
prywatne zycie kompozytora na wsi.
 
Najblizszym jego sasiadem jest Marian Rudowski, mocno juz schorowany
czlowiek starej daty. Z lekkim niedowierzaniem slucha sie jego
opowiadan o kompozytorze:
 
        Takich ludzi jak pan Zbyszek jest w okolicy mniej,
        niz palcow u jednej reki. U nas wies jest zabiedzona,
        ludzie ledwo wiaza koniec z koncem. Sa tacy, ktorzy
        nie maja co do garnka wlozyc. Najgorzej jest w zimie,
        kiedy nawet na opal brakuje. Wtedy mozna sie juz tylko
        do Boga modlic, albo isc do pana Preisnera.
 
        Jeszcze nikomu ten czlowiek pomocy nie odmowil. Ja
        nigdy go o nic nie prosilem, ale wszyscy tu wiedza,
        ze kobiecie, ktora meza stracila, kupil kilka ton
        wegla. Do drogi sie dolozyl. Teraz zalatwia nam
        telefony. Gdyby nie on, Maszyce bylyby gluche do
        konca swiata.
 
Rzeczywiscie Zbyszek Preisner, sam juz dawno zaopatrzony w telefon
komorkowy, wydal niedawno kilka tysiecy zlotych na kupno kabla, dzieki
ktoremu byc moze jeszcze w tym roku w Maszycach pojawia sie telefony.
Sporo pieniedzy podarowal tez pobliskiemu "Caritasowi" i miejscowej
szkole.
 
Inny sasiad Lucjan Cieslik, ktory pomagal kompozytorowi przy remoncie
domku, do dzisiaj kosi trawe w ogrodzie Preisnera. Jest rolnikiem,
stalym bywalcem we dworze i zdeklarowanym fanem kompozytora. Wie, ze w
wolnych chwilach zabiegany kompozytor lubi w spokoju poczytac sobie
ksiazki, albo nawet sam pokosic sobie trawe. Wtedy zawsze zastrzega, ze
kawalek trawnika nalezy do niego. Pan Cieslik mowi:
 
        Niewielu w swoim zyciu widzialem ludzi, ktorzy by tak
        malo dbali o siebie i tak wspomagali innych. To samo
        mozna powiedziec o jego zonie. Takich ludzi nie mozemy
        stracic. Maszyce bez nich, to juz nie beda Maszyce.
 
        Kiedy w zimie wpuszczal do siebie malych kolednikow, to
        nie dosc, ze ich suto wyprawil, to jeszcze na odchodne
        poprosil, zeby za rok znow sie u niego pojawili. A ten
        czlowiek, prawde mowie, nie zlamal nigdy danego slowa.
 
        Mam kasety z jego muzyka. Jasne, ze jej slucham. Filmy
        tez lubie. Najbardziej Kieslowskiego, ktory  stale tu
        kiedys do nas przyjezdzal. A juz najbardziej "Niebieski".
 
        Ja to nie wierze, zeby nasz muzyk rzucil nas na zawsze.
        Te wasze krakowskie wladze powinny wreszcie pojsc po
        rozum do glowy. Wielkich ludzi trzeba po prostu szanowac.
        Trzeba dzien po dniu dbac o ich spokoj.
 
Czestym gosciem Preisnera jest tez Grzesiu Cieslik, syn pana Lucjana.
Chwali sie:
 
        Najfajniej jest w lecie, kiedy pan Preisner otwiera przy
        domu basen. Mozemy sie wtedy ile wlezie kapac z chlopakami.
        To on nauczyl nas plywac. We wsi nie ma przeciez zadnego
        kapieliska. Sam pokazywal nam zabke i crawla.
 
Po drugiej stronie drogi w starej, rozwalajacej sie chalupince mieszka
poruszajaca sie o kulach, Zofia Klimczak, ktorej syn Stanislaw zmarl w
czerwcu. To wlasnie on byl sklepikarzem, ktory kompozytorowi dowozil do
domu zywnosc. Pani Zofia wspomina:
 
        Syn wrocil ze sklepu po poludniu. Powiedzial, ze cos go
        boli przy szyi i ze musi sie polozyc. Po godzinie
        przyleciala do mnie z krzykiem synowa, ze Staszek sie nie
        rusza. Pokustykalam do Staszka, a synowa pobiegla po pana
        Preisnera. On migiem wezwal karetke i natychmiast przybiegl
        do Staszka. Z calych sil, a przeciez to potezny czlowiek,
        zaczal robic to sztuczne oddychanie.
 
        Trwalo to chyba z pol godziny. Ratowal go tak jakby to byl
        dla niego ktos najdrozszy na swiecie. Potem przyjechala
        karetka, ale okazalo sie, ze bez zadnych przyrzadow.
        Wiadomo, zycie wiejskich ludzi niewiele jest warte. A pan
        Preisner tak strasznie na tych lekarzy nakrzyczal. Tak
        strasznie, ze w koncu wezwali te "erke". Ale bylo juz za
        pozno. Umarl moj Staszek.
 
        Ale pan Zbyszek o nas nie zapomnial. Synowej dal pieniadze
        na zime, bo by sobie sama rady nie dala. Ja bym tak bardzo
        chciala mu kiedys podziekowac, ale nigdy nie moge zdazyc,
        bo pan Preisner zawsze tak szybko jedzie tym samochodem.
 
Marian Rudowski z Maszyc, ktory jak sam mowi przywykl nazywac rzeczy po
imieniu, powiedzial Annie Szulc:
 
        Tak juz bywa, ze na wsi ludziska nigdy nie polubia obcego.
        Nie dogadasz sie z takim, bo zawsze ma jakies swoje obce
        interesy. Nie wiadomo po co przyjechal i czego szuka. Nic
        dobrego z takiego przybysza. Kilku zreszta udalo sie nam
        przeczekac. Niedlugo tu wytrzymali. Ale pan Preisner? On
        jest zupelnie inny. Zycie naszym ludziom ratowal. Wegiel
        na zime biedakom kupowal. Nadzwyczajny czlowiek, prawde
        wam mowie.
 
 
Wypowiedzi wiejskich sasiadow kompozytora przytoczyla
 
Izabella
 
------------------------------------
 
Anna Szulc: "Nie odchodz kompozytorze", Gazeta Krakowska, 21 kwietnia
1997, str. 12.
_________________________________________________________________________
 
Tadeusz K. Gierymski 
 
 
                         JOZEF GAWLINA
                         =============
 
 
Padlo pytanie o dane o ks. biskupie polowym Jozefie Gawlinie.
Zorientowalem sie wtedy, jak niewiele moge o nim powiedziec, mimo ze
byl bardzo widoczna osoba w Polskich Silach Zbrojnych, kapelanem
Drugiego Korpusu, ktorego mundur sam przeciez nosilem, i dzialaczem
emigracyjnym.
 
Napisze to, co wiem i co moge o nim zebrac z moich zrodel.
 
Urodzil sie Jozef Gawlina w 1892, a zmarl w 1964 roku. Od 1933 roku byl
biskupem polowym Wojsk Polskich.
 
Warszawe opuscil 8 wrzesnia 1939 r. idac sladem naczelnego dowodztwa, a
wpierw mianujac ks. mjr. Stefana Kowalczyka wikariuszem generalnym
Kurii Polowej WP. 11 wrzesnia ranny zostal odlamkiem bomby Luftwaffe w
Lucku.
 
Ks. Gawlina przez cala wojne sluzyl jako biskup polowy w Polskich Silach
Zbrojnych na Zachodzie, od tworzenia sie ich we Francji pod dowodztwem
gen. Sikorskiego.
 
Tak np. 9 lutego 1940 r. zaczeto formowac w Coetquidan Samodzielna
Brygade Strzelcow Podhalanskich. 10 kwietnia, po zmianie miejsca postoju
brygady, na polach Malestroit w podnioslej uroczystosci wreczono
brygadzie jej sztandar ufundowany przez ks. Gawline i zaprzysiezona ja.
 
W lutym 1943 r. na wniosek gen. "Grota" i po uzgodnieniu tego z
arcybiskupem Sapieha, biskup Gawlina mianowal ks. plk. prof. Tadeusza
Juliana Jachimowskiego (ps. "Budwicz") Szefem Sluzby Duszpasterskiej KG
AK i Naczelnym Kapelanem AK. Od maja 1943 r. ksiadz Jachimowski
mianowany byl takze Wikariuszem Generalnym i zastepca Biskupa Polowego
Wojsk Polskich. "Grot", Stefan Rowecki, znal biskupa Gawline jeszcze
przed wojna i szukal nawet u niego pomocy w umieszczeniu corki w innej
szkole, blizej Warszawy.
 
Biskup Gawlina polecil takze ks. Jachimowskiemu zorganizowanie Kurii
Polowej AK (NaKaSz, Nakasz czyli naczelny kapelan sil zbrojnych). Ks.
Jachimowski zamordowany zostal na Woli w powstaniu warszawskim przez
wojska niemieckie 7 lub 8 sierpnia. Byl on swego czasu wicerektorem
kosciola sw. Anny w Warszawie i duszpasterzem mlodziezy akademickiej.
 
Zastapil go wyzej wymieniony ks. Kowalczyk, ktory byl faktycznie
naczelnym kapelanem oddzialow powstanczych. Wspomne, ze w powstaniu
zginelo okolo 40 kapelanow AK.
 
Warto tez przypomniec, ze przedwojenna Polska podzielona zostala na
szesc obszarow i kazdy obszar mial swego dziekana. Pozniej dziekanow
dostaly okregi, inspektoraty i obwody, a cala siec duszpasterska miala
wszystkie przywileje nadawane przez Stolice Swieta kapelanom armii
regularnych.
 
Ks. Gawlina odwiedzil, wraz z gen. Sosnkowskim i gen. Kopanskim, 3
Dywizje Strzelcow Karpackich w styczniu 1944 r. na obsadzonym przez nia
odcinku nad rzeka Sangro; przyjechal z Anglii do 2go Korpusu podczas
walk o Monte Cassino, gdzie kazal sobie pokazac ks. kapelana
Malinowskiego, opisanego przez Wankowicza w felietonie w "Wiadomosciach
Polskich", mowiac:
 
        A pokazcie no mi tu tego ze skrzetnie zachowanymi
        oznakami stanu kaplanskiego.
 
Na roznych odcinkach odprawial msze swieta, czasem nawet o drugiej w
nocy, na intencje walczacych lub idacych do walki, pomagal grzebac
zabitych.
 
Jerzy Giedroyc uwazal go za bardzo inteligentnego czlowieka i rozsadnego
ksiedza.
 
Ukraincy, by moc wyjechac z wojskiem Andersa z Rosji, deklarowali sie
jako rzymsko-katolicy. Pozniej, juz we Wloszech, jako zolnierze 2go
Korpusu, dostali pozwolenie na ewidencyjne poprawki, deklarujac sie jako
grekokatolicy.
 
Gen. Anders, pisze p. Giedroyc:
 
        zgodzil sie bez zastrzezen na wydanie modlitewnika
        greckokatolickiego po ukrainsku, do czego przekonalem
        biskupa Gawline, ktory byl bardzo inteligentnym
        czlowiekiem.
 
Ks. Gawlina odwiedzal po wojnie paryska "Kulture". Tak o nim pisze p.
Giedroyc:
 
        Nasze kontakty z klerem ograniczaly sie do arcybiskupa
        Gawliny i ojca Bochenskiego. Poznalem go w Drugim
        Korpusie, gdy zaczalem pracowac w Propagandzie. Po
        wojnie, ilekroc byl w Paryzu, zajezdzal do nas.
 
Uzyskal, widocznie, krytyczna i trudna do uzyskania aprobate p. Zofii
Hertz.
 
Wiem, ze bral zywy udzial w zyciu spolecznym i religijnym emigracji,
pisal listy pasterskie, sluzyl w roznych komitetach.
 
Pochowany jest jako gen. Jozef Gawlina, biskup polowy PSZ, na polskim
cmentarzu wojskowym pod Monte Cassino obok gen. Andersa.
 
 
 
                     MONTE CASSINO
 
 
        Turysci przyjechali zwiedzac Somo-Sierra,
        Pytaja/, czy nie mozna kupic polskich kosci,
        I szybko obejrzawszy, chca/ nowej wznioslosci
        I nowego ogla/dac jada/ bohatera.
 
        Jeszcze widza/, jak czako plynie z pra/dem rzeki,
        I slysza/ okrzyk "Honor!" stlumiony przez fale,
        Wie/c stana/wszy na brzegu, wolaja/: "Wspaniale!
        Jakze zgina/l wspaniale! Pokoj mu na wieki!"
 
        I teraz do Wloch jada/. Zakupili kwiaty,
        Chca/c na groby je rzucic poetyczna/ dlonia/,
        Lecz noca/ pe/kly groby i Polacy z bronia/
        Ruszyli, aby za/dac za swa/ krew zaplaty.
 
 
                                Jan Lechon
 
 
("Aria z kurantem", 1945)
 
 
tkg
_________________________________________________________________________
 
Katarzyna Zajac 
 
 
                             DOROTA SEGDA
                             ============
 
 
Chociaz juz prawie polowa kwietnia, w Krakowie paskudna pogoda; silny
wiatr i deszcz. Zajrzyjmy wiec do krakowskiego teatru i wezmy na tapete
kogos z artystow.
 
Dorota Segda jest moja ulubiona krakowska aktorka mlodego pokolenia.
Pracuje w Teatrze Starym, czasem gra rowniez w filmach i dosc rzadko w
teatrze telewizji. Obecnie mozna ja zobaczyc w polskich filmach
"Faustyna", "Tylko strach" i "Tato", oraz w filmie wegierskim "Moj XX
wiek".
 
Ostatnio dostala od Jerzego Grzegorzewskiego propozycje udzialu w "Nocy
listopadowej" na inauguracje duzej sceny Teatru Narodowego. Ma tam
zagrac piekna role Joanny. Dorota przyjela te propozycje, a to jest dla
niej rownoznaczne z wzieciem bezplatnego urlopu w Teatrze Starym
przynajmniej na rok. Niestety, nie bedziemy mieli okazji ogladac jej
przez ten okres w Krakowie.
 
Nie tak dawno dostala Zlota Kaczke, czyli nagrode dla
najpopularniejszego aktora roku. Teraz zartuje, ze po otrzymaniu Zlotej
Kaczki przez kilka miesiecy nie dostawala zadnej propozycji filmowej.
To jest podobno w ogole jakis staly syndrom nagrody dla
najpopularniejszego polskiego aktora. Tak bylo rowniez z poprzednimi
laureatami.
 
Pierwszym jej mistrzem w zawodzie byl, jak wspomina, Jan Peszek. Potem
najwiekszy wplyw wywarl na nia Jerzy Jarocki. Natomiast Stanislaw
Radwan, ktory jest uwazany za dobrego ducha Teatru Starego, jest dla
niej najwiekszym autorytetem.
 
Dorota to bardzo ladna dziewczyna, ale w filmach grywa osoby dosyc
dziwne. W filmie "Tylko strach" grala na przyklad role alkoholiczki, a
w filmie "Tato" byla chora psychicznie matka. Obie te role byly
zwiazane z przekazywaniem widzowi pewnych stanow ekstremalnych, z czym
dala sobie doskonale rade.
 
Pytana o to twierdzi, ze w takich rolach musi dotykac stanu swojej duszy
i jakos sie czasami troche w nia podrapac... Potem musi szybko o tym
zapomniec i wyrzucic z siebie to cale rozedrganie. Nie zawsze jest to
proste. O wiele latwiej sie odreagowuje takie role, jezeli jest sie
zadowolonym z tego co sie zrobilo. Wtedy wszelkie napiecia szybko
przechodza i na zewnatrz nie widac po niej tych wszystkich problemow.
 
Wegierski film "Moj XX wiek", w ktorym Dorota Segda grala glowna role,
byl reklamowany w Stanach mniej wiecej tak: "w roli glownej Dorota
Segda, pierwsza seksbomba polskiego kina". To musialo byc bardzo
zabawne, poniewaz Dorota na pewno nie jest seksbomba. Jej uroda jest
bardzo delikatna. Z wygladu kojarzy sie raczej z rolami, ktore niosa w
sobie swego rodzaju czystosc, wrazliwosc, cieplo i prawde. Sama aktorka
zdaje sobie z tego sprawe i nie chce burzyc tego wlasnego wizerunku.
 
Otrzymuje jednak dosc regularnie oferty od polskiej edycji "Playboya".
Takie typowe kuszenie. Odrzuca te propozycje nie z pruderii, ale
wlasnie dlatego, zeby utrwalic ten swoj wizerunek. Uwaza, ze od
szokowania sa inni, na przyklad Madonna. Sama lubi ciagle zmiany i na
pewno nie wytrzymalaby dlugo jako kura domowa, jak niektorzy chcieliby
ja widziec. Zobaczymy, jak rozwinie sie jej talent.
 
 
Kasia
_________________________________________________________________________
 
Izabella Wroblewska 
 
 
               NAGRODY MINISTRA KULTURY ZA 1996 ROK
               ====================================
 
 
W sobote w Sali Balowej Zamku Krolewskiego, po raz pierwszy od osmiu lat
wreczono nagrody Ministra Kultury i Sztuki. Tym razem za 1996 rok.
Lista nagrodzonych liczyla 13 nazwisk. Laureaci zostali wylonieni przez
jury zlozone z prezesow zwiazkow i stowarzyszen tworczych, pod
kierownictwem prezesa ZASP - Kazimierza Kaczora.
 
Nagrody odebrali:
 
    -  Tadeusz Chruscicki   - muzealnik,
    -  Leszek Czapski       - konserwator zabytkow,
    -  Andrzej Hiolski      - spiewak operowy,
    -  Helena Kamieniarz    - koronczarka,
    -  Eugeniusz Knapik     - pianista i kompozytor,
    -  Jerzy Nowosielski    - malarz,
    -  Joanna Papuzinska    - literatka,
    -  ks. Jan Twardowski   - poeta,
    -  Zbigniew Zapasiewicz - aktor.
 
Na warszawski Zamek Krolewski nie przybylo trzech nagrodzonych:
 
    -  malarz i popularyzator kultury Andrzej Matuszewski, ktorego
       zmogla choroba,
    -  poeta Tadeusz Rozewicz, ktory przebywa za granica,
    -  oraz rezyser filmowy Jerzy Kawalerowicz.
 
"Czy zamiast mistrza moze byc Malgorzata?" - spytala zona Jerzego
Kawalerowicza, ktora odebrala nagrode dla rezysera. Jerzy Jarocki,
rezyser teatralny, ktory nie przybyl na ceremonie wreczenia nagrod,
pojawil sie dopiero na bankiecie. Laureaci otrzymali po 15 tys. zlotych,
wazace po 4 kg statuetki stylizowanych drzew, zaprojektowane przez prof.
Adama Myjaka z warszawskiej ASP, oraz dyplomy.
 
"Z radoscia odbieram te nagrode. Kazde takie wyroznienie pochodzi
przeciez z nieba" - powiedzial ks. Jan Twardowski. Ksiadz pracuje teraz
nad powiescia humorystyczna, zawierajaca anegdoty z zycia zwyklych
ludzi.
 
"Przypomnieli sobie, ze trzeba artystow nagradzac" - stwierdzil w
rozmowie z dziennikarzami Jerzy Nowosielski - "to bardzo potrzebna
inicjatywa. Nasze spoleczenstwo jest szalenie surowe i niewyrobione,
interesuje sie przede wszystkim disco polo. Tworca czuje sie dzis
osamotniony. Tego rodzaju nagrody troszeczke pomagaja, wzmacniaja
jego kiepskie samopoczucie".
 
Zainteresowanie gosci zgromadzonych na sobotniej uroczystosci wzbudzila
Helena Kamieniarz, koronczarka z Koniakowa w woj. bielskim. Wystapila
ona w stroju ozdobionym misternymi koronkami wlasnego wyrobu. "Ojciec
byl rzezbiarzem, synowie tez rzezbia, corka i wnuczki robia koronki" -
mowila laureatka.
 
Duzym zainteresowaniem dziennikarzy cieszyl sie tez, nie znany szerszej
publicznosci, inzynier budowlany Leszek Czapski, ktory od prawie 30 lat
jest swietnym ekspertem w dziedzinie konserwacji zabytkow.
 
Minister Podkanski podkreslil satysfakcje z dzisiejszego stanu polskiej
kultury i wspomnial o projekcie nowej polityki kulturalnej panstwa.
Potem odbyl sie krotki koncert Kwartetu Slaskiego. Uroczystosc nie
spelnila oczekiwan pana ministra. Przybylo znacznie mniej gosci niz
sie spodziewano. Pan minister punktualnie, nie czekajac na reszte gosci
wniosl toast.
 
 
O nagrodach poinformowala
 
Izabella
_________________________________________________________________________
 
Redakcja "Spojrzen":[email protected], oraz
                    [email protected]
 
Serwery WWW:
http://k-vector.chem.washington.edu/~spojrz,
http://www.info.unicaen.fr/~spojrz
 
Adresy redaktorow:  [email protected] (Jurek Krzystek)
                    [email protected] (Mirek Bielewicz)
 
Copyright (C) by M. Bielewicz (1997). Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.
 
Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.
 
Numery archiwalne dostepne przez WWW i anonymous FTP z adresu:
k-vector.chem.washington.edu, IP # 128.95.172.153.
_____________________________koniec numeru 147___________________________