____________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| ____________________________________________________________________ Piatek, 07.02.1992. nr.11 ____________________________________________________________________ W numerze: Tadeusz Gierymski - 'Ist der Mensch was er liest?' Wojtek Krupinski - Jak to jest z tym "Dozorca"? Jan Glinka - Dlaczego komunizm upadl Jurek Karczmarczuk - Postacie, a zwlaszcza kilka Sylwester Walczak - Dyskretny urok auta z Ameryki - Rozwiazanie zagadki logicznej ____________________________________________________________________ 'IST DER MENSCH WAS ER LIEST?' ============================== Tadeusz Gierymski ([email protected]) (Tekst ten w nieco innej redakcji ukazal sie uprzednio na "Poland-L") Pan Jerzy Kropiwnicki, obecny minister pracy i opieki spolecznej, tak jest cytowany w wywiadzie ze "Sprawy Polskiej" w 1991 roku (cytuje na podstawie przedruku w Poland - L). "Ksiazke Gildera tlumaczylem z sympatii ideowych. Obok Charlesa Murraya i Lawrence'a Meada nalezy on do tej grupy ekonomistow neokonserwatywnych, ktorym bliskie sa wartosci chrzescijanskie, dla ktorych optyka patrzenia poprzez sprawy rodziny jest optyka naturalna. Propozycja przyszla z nienajblizszego mi kregu - od liberalow, ale mimo to ksiazka okazala sie bardzo mi bliska." Warto wiec jest zapoznac sie z pogladami tych bardzo wplywowych w USA autorow, a szczegolnie z ksiazka Gildera; moze choc w pewnej mierze oswietla nam one naszego ministra. Zreferuje nastepujace ksiazki z perspektyw waznych p. Kropiwnickiemu, a mianowicie chrzescijanstwa i rodziny : Wealth and Poverty. George F. Gilder, Basic Books, Inc., New York, 1981. Losing Ground: American Social Policy, 1950-1980. Charles A. Murray, Basic Books, Inc., New York, 1984. Beyond Entitlement: The Social Obligations of Citizenship. Lawrence M. Mead, The Free Press, New York, 1986. Wspolnym ich watkiem jest potepienie zarowno teoretycznych zalozen jak i praktycznych wynikow amerykanskich federalnych programow, ktore zbiorowo nazywano Wojna z Ubostwem. Murray stwierdza, ze wynik tych programow po dwudziestu latach bilionowych wydatkow jest paradoksalny. Nie tylko, ze sytuacja ubogich mniejszosci pogorszyla sie w dochodach, szkolnictwie, zdrowiu, kryminalnosci, i w stosunkach rodzinnych, ale te wlasnie programy powoduja to pogorszenie. Twierdzi on, ze Wojna z Ubostwem spowodowala katastrofalne zmiany w psychice i w zachowaniu sie ubogich, zabijajac inicjatywe, poczucie odpowiedzialnosci za rodzine i za spoleczenstwo, niszczac zwiazki rodzinne, obalajac tradycyjna role mezczyzny jako glowy rodziny, usuwajac przekonanie, ze praca jest koniecznoscia i warunkiem dobrego zycia. Zamiast pomoc wyjsc z ubostwa federalne programy uzaleznialy otrzymujacych takie pomoce na reszte zycia. Sa to niemoralne wyniki Wojny z Ubostwem. Murray proponuje prawie ze calkowite zburzenie skomplikowanych struktur federalnych swiadczen i uprawnien spolecznych. Mead byl wykladowca nauk politycznych, pisal mowy dla Kissingera, byl zatrudniony jako badacz przez Department of Health and Human Services. Oto glowne tezy jego ksiazki : 1. Federalne programy dla ubogich sa poblazliwe; cackaja sie z nimi i jak zbyt lagodna matka, rozpuszczaja, a nie wychowuja. 2. Pomoc powinna byc uwarunkowana przyjeciem zobowiazan w stosunku do spoleczenstwa. Liberalne przeslanki tych programow koncentruja sie na przywilejach, a zaniedbuja obowiazki. 3. Najwazniejsze zobowiazania to: ukonczenie szkoly, praca, i posluszenstwo wobec prawa. 4. Obecne programy nie wymagaja od biednych, by stali sie niezalezni, odpowiedzialni za siebie, by przyjeli obowiazki spoleczne, a wiec nie pomagaja im w staniu sie rownowartosciowymi i rownouprawnionymi obywatelami. A teraz zajme sie ksiazka Gildera. Nie mam polskiej wersji - moj przeklad. Gilder pisal mowy dla Prezydenta Reagana. "Wealth and Poverty" tak podobno podobala sie prezydentowi, ze obdarowywal nia i wiernych, i tych, ktorym braklo jeszcze wiary. David Stockman, niegdys Dyrektor Budzetu, okreslil te ksiazke jako "prometejska w swej sile intelektualnej i wgladzie." Ksiazka uwazana byla za vademecum nowej administracji. W tej ksiazce jej rzecznicy widza nie tylko uzasadnienie kapitalizmu jako praktycznego systemu ekonomicznego, ale i uzasadnienie jego moralnych, a nawet transcendentalnych, wartosci. Wypowiedzi Gildera nie pozwalaja na watpliwosc - pisze on o neokonserwatywnej ekonomii jak eschatolog. Okolo dwiescie siedemdziesiat stron tekstu podzielone jest na trzy czesci. Czesc pierwsza - to pean na czesc kapitalizmu i jego obrona. Czesc druga - to rozprawa z Wojna z Ubostwem. Czesc trzecia - Wiara, Nadzieja, Odwaga i Przypadek jako Podstawy Ekonomii. Zacznijmy od streszczenia co to jest bogactwo, a co ubostwo. Bogactwo to nie pieniadze, posiadlosci, albo zasoby naturalne. Gilder odroznia 'riches' od 'wealth.' Arabia Saudyjska jest 'rich', ma pieniadze, zasoby naturalne, jej wladcy moga sobie kupic co chca, ale otwieraja konta za granica, tam umieszczaja pieniadze, bo nie wierza we wlasny kraj. "Bogactwo to majatek, ktory przyrzeka przyszle dochody." "Czterysta lat temu Hiszpania byla zasobna (rich) jak Arabia Saudyjska, topila sie pod potokiem pieniedzy z kopaln srebra w... jej koloniach... Ale Hiszpania nie osiagnela bogactwa i znow zmartwiala..." Dla Gildera bogactwo w ostatecznej analizie to kapitalizm, a "kapitalizm to glownie umyslowosc, idee i uczucia." "W ekonomii cechy mysli i ducha sa wazniejsze niz kapital i kontrakty z pracujacymi." "Kapitalizm zaczyna sie w obdarowywaniu." Nawet tacy obroncy kapitalizmu jak Adam Smith i Irving Kristol nie dostrzegli tej altruistycznej natury kapitalizmu. W primitywnych spoleczenstwach kapitalista byl wodz szczepu, ktory tak umiejetnie rozpoznal potrzeby innych, ze jego szczodre dary zwracane byly przez obdarowanych jeszcze szczodrzej. "Takie obdarowywanie sie to byl wlasnie turniej altruizmu." Wspolczesny altruista kapitalistyczny daje energie, pomyslowosc, zdolnosci organizacyjne, czas, on ryzykuje swoj kapital, a nie wie przeciez, ze na pewno zostanie wynagrodzony. Jest wiec prawdziwym altruista. " Kapitalista najpierw dostarcza, a potem otrzymuje." Gilder twierdzi, ze kapitalizm, i tylko kapitalizm, opiera sie na takich wartosciach jak wolnosc, tworczosc, odwaga, otwartosc umyslu, zgodnosc z prawami umyslu, altruizm i wiara. W koncu metnie utozsamia system kapitalizmu z transcendentalnymi wartosciami. Pisze on: "Ekonomisci, ktorzy nie ufaja religii nigdy nie zrozumieja tej naboznosci, z ktorej rodzi sie postep. Przypadek jest podstawa zmiany i naczyniem boskosci." "Co jest zrodlem idei odpowiedzialnych za rozwoj umyslowy? ... Przypadek." "Teorie powstaja spontanicznie i tajemniczo, przez intuicje albo przypadek." "Umysl ludzki nie musi byc albo niezalezny, albo ograniczony do indiwidualnego mozgu. Umysl ma dostep do wyzszej swiadomosci, czasem nieprawidlowo pod wplywem Junga nazywanej nieswiadomoscia wspolna, czasem zdefiniowanej jako Bog. Kiedy umysl czlowieka zlewa sie z zyjaca swiadomoscia, ktora jest niewidocznym tworzywem kosmosu, ten czlowiek osiaga nowe prawdy, spostrzega nowe ideje - blaski swiatla w nieznanej przyszlosci - a te sa zrodlem rozwoju umyslowego." (Wiec co - przypadek, intuicja, czy panteistyczny zlew?) Przedsiebiorczy altruista kapitalizmu podtrzymywany jest na duchu przez swa "wiare w wyzsza moralnosc." Ma on "wiare w czlowieka, wiare w przyszlosc, wiare w rosnacy zwrot obdarowywania, wiare we wzajemnosc dobrodziejstwa obrotu handlowego, wiare w opatrznosc Boza." Bez tego, w tym po-Adamowym swiecie, kapitalizm nie bedzie sukcesem. (Widocznie jak w okopach, nie ma ateistow w gabinetach i kuluarach intratnych korporacji.) Na wszelki wypadek, moze nie dowierzajac opatrznosci, Gilder powoluje sie takze na wiare "w kompensacyjna logike kosmosu." Ubostwo, to nie brak pieniedzy, mieszkania, jedzenia, czy pracy. "Prawdziwe ubostwo jest mniej brakiem dochodu niz stanem umyslu." Czyli ubogim brak altruizmu, odwagi, i tych wszystkich wartosci cechujacych kapitaliste. Jak to sie staje? Istnieja roznice naturalne miedzy ludzmi - egalitaryzm jest jednym z glownych wrogow kapitalizmu z ktorym Gilder walczy. Pisze on, ze swiat mial i zawsze bedzie mial biednych. Ale takze "Rzadowe zapomogi zatruwaja wiekszosc ludzi, ktorzy na nich polegaja." Co gorzej, "od poczatku Wojny z Ubostwem ta moralna trucizna uzaleznienia od pomocy zwielokrotnila sie i zagraza przyszlym pokoleniom przez zaraze rozkladu rodziny." "Analiza ubostwa, skoncentrowana od poczatku do konca na strukturze rodziny i stanie malzenskim, wyjasnilaby to zagadnienie lepiej niz wykresy dochodow, brak rownosci, bezrobocie, wyksztalcenie, inteligencja, rasa, plec, posiadanie domu, miejscowosc zamieszkania, uprzedzenia, i wszystkie inne czynniki..." Zapomogi rzadowe zniszczyly rodzine. Mezczyzna przestal byc glowa rodziny, stal sie zbednym w oczach kobiet, zon i dzieci. Ciekawie, choc nie zawsze niesprzecznie i zrozumiale, pisze Gilder o kobiecie, mezczyznie, stosunku plciowym, biologii plci, i jak to sie wszystko laczy z ubostwem i bogactwem. Zapomogi spoleczne niszcza "meska ufnosc i autorytet, ktore determinuja potencje plciowa, poszanowanie przez zone i dzieci, motywacje podjecia nudnej pracy." "Mezczyzna...wyczuwa, ze odebrano mu ...jego role zaopatrzyciela, jego wlasciwa od pierwotnych dni lowow dzialalnosc.. litosciwe panstwo przyprawilo mu rogi." Idzie wiec rogacz na ulice by udowodnic swa meskosc. Stad przestepstwa, narkotyki, gwalt, rozpusta, choroby. " Zbyt czesto zycie biednych dominuja rytmy spiec i odprezen, typowe dla zycia plciowego mlodych kawalerow. Natomiast kobiety maja dlugie horyzonty w swych cialach, przeblyski wiecznosci w swoich lonach. Tak wynika z wielotysiacletniej ewolucji kobiecej plci. Cywilizowane spoleczenstwo opiera sie na podporzadkowaniu krotkoterminowego popedu plciowego mlodych mezczyzn dlugoterminowym macierzynskim horyzontom kobiet. Oto co przynosi jednozenstwo; mezczyzna opanowuje swoj poped plciowy i rzuca go w przyszlosc przez lono kobiety. Kobieta daje mu dzieci. (Wglad?) Bez niej, nigdy by ich nie mial. On jej daje owoce swej pracy, ktore inaczej roztrwonilby na przemija- jace przyjemnosci." Wedlug Gildera biologia ogranicza kobiete. Biologicznie kobieta nie jest dostosowana do roli glowy rodziny, do rownych zarobkow i do rownych zawodowych i profesjonalnych sukcesow. "To wlasnie wieksza agresywnosc mezczyzn, biologicznie ugruntowana, ale nieobliczalna statystycznie, jest przyczyna ich wiekszych zarobkow." (Intuicja?) "Te (biologiczne) roznice miedzy mezczyznami a kobietami zupelnie wystarczajaco wyjasniaja dlaczego mezczyzni sa bardziej gotowi pracowac usilnie poza domem, walczyc agresywnie o awans w biurokratycznej hierarchii, i przyjac robienie pieniedzy za glowny motyw ich zycia. Te roznice plci calkowicie (sic!) wyjasniaja wszystkie roznice w zarobkach." "Ale nawet analiza pracy i rodziny nie odkrylaby chyba najwazniejszej zasady wdrapania sie na gore w kapitalizmie - mianowicie, wiary." "Jedynie przez prace, rodzine i wiare mozna przestac byc biednym." Pierwsza zasada wyzwolenia sie z ubostwa to "nie tylko koniecznosc pracowania, ale pracowania ciezej niz klasy wyzsze." "Biedni potrzebuja ostrogi swego ubostwa." Pomoce spoleczne musza byc nizsze od zyskow z ciezkiej pracy. Ksiazka ta blizsza chyba jest mazdaizmowi niz chrzescijanstwu: przeciwstawia ona dobro (kapitalizm) zlu (liberalizm, egalitaryzm, socjalizm, feminizm, racjonalizm, formula Bayes'a, informatyka, pozytywizm logiczny, Marks, Freud...) Sa w niej akcenty panteistyczne, a w swym balwochwalczym podziwie dla kapitalizmu Gilder zaciera roznice miedzy Civitas Dei a Civitas Terrena. Ustalenie, ktore wywody p. Gildera sa zgodne np. z papieskimi encyklikami spolecznymi wymagaloby innego opracowania. Pojecie spolecznosci i rola rzadu u Gildera takze domagaja sie obszerniejszego niz tu mozna im dac omowienia. Psychologia motywacji a la Gilder jest, delikatnie mowiac, jednostronna. Nawet wartosciowe cechy - odwaga, wytrwalosc, pracowitosc, poswiecanie sie - ozywiane sa przez pragnienie osobistego wysokiego zysku materialnego. Taki Homo Economicus to chyba nie chrzescijanski wzor. Tylko sam p. Kropiwnicki moglby nam wyjasnic z czym sie zgadza, z czym nie, i co w tych danych, zasadach i pogladach neokonserwatywnych guslarzy uwaza za uzyteczne w polskiej sytuacji, z jej inna historia, demografia, itd. Tadeusz Gierymski ____________________________________________________________________ JAK TO JEST Z TYM "DOZORCA"? ============================ Wojtek Krupinski ([email protected]) Ostatnio rozgorzala na forum Poland-L dyskusja o profilu "Spojrzen", zostala ona "sprowokowana" artykulem Jurka Karczmarczuka "Czy kazdy uczciwy musi miec dozorce" (Spojrzenia Nr 6, 20/12/91). Szokujacym dla dla mnie byl fakt, ze ci, ktorzy nie zgadzali sie z tezami Jurka, woleli okrzyknac go antyklerykalem, skrytykowac - ciekawy skadinad - tygodnik zamiast napisac artykul polemizujacy. Sprobuje wiec zrobic to za nich. Odpowiedz na pytanie "Czy kazdy uczciwy musi miec dozorce?" nie jest prosta - chociazby z powodu niezbyt dobrze okreslonego pojecia 'dozorca'. Niemniej jednak, choc moj artykul ma byc polemiczny, sklanialbym sie do odpowiedzi po mysli Jurka - dozorca nie jest niezbedny dla jednostki. Nie zmienia to faktu, ze wg. mnie nikomu nie udalo sie skonstruowac etyki (rozsadnej) bez odwolywania sie do religii, absolutu itp. Mozna oczywiscie spisac zasady etyczne, wedlug ktorych nalezy postepowac, bez odwolywania sie do religii. Powiem wiecej, te zasady moga byc przez ogol akceptowane. Ale spisanie zasad i ich akceptacja to jeszcze nie wszystko, aby mozna bylo powiedziec "skontruowalem etyke". Do takiego stwierdzenia jest sie uprawnionym dopiero gdy odpowie sie na wszystkie "dlaczego". A pytanie "dlaczego" nie jest problemem trywialnym. Owszem wielu ludziom wystarczy fakt, ze te zasady sa zgodne z jego przekonaniem iz tak byc powinno (oni nie potrzebuja dozorcy). Przekonanie oczywiscie to wynika w duzej mierze (a moze calkowicie) z wychowania, tradycji itp. Zawsze jednak znajda sie niepokorni zastanawiajacy sie dlaczego. Przez dlugi czas (nim ludzkosc zaczela zachwycac sie czlowieczym rozumem) religia byla wystarczajacym argumentem, a jak komus i to nie wystarczalo, pozostawala presja spoleczenstwa. W dzisiejszych czasach, w dobie liberalizmu, liczba tych "niepokornych" jest juz znaczna i ciagle rosnie. Mentalnosc ludzi sie zmienila, i teraz juz prawie kazdy z IQ > 90 zadaje sobie pytanie "dlaczego". Dzieki temu coraz wiecej zasad obowiazujacych przez wieki zostala odeslanych "do lamusa", zostalo przelamanych wiele zahamowan itp. Wszystko ma jednak swoje "ale". Trzeba w koncu okreslic, ktore zasady wynikajace z wychowania, przekonania sa do obalenia, a ktorych juz obalac nie mozna. Zeby ustalic granice, ktorej nie mozna przekroczyc w zapale lamania zahamowan, nalezy - moim zdaniem - znac odpowiedz na pytanie "dlaczego". Po prostu - pod koniec XX wieku samo spisanie zasad (jak w przypadku kodeksu Bushido) przestalo wystarczac, trzeba jeszcze uzasadnic. Pozostaje jeszcze pytanie, czy jedynym uzasadnieniem moze byc Bog. Jest to problem, ktory spedzal sen z powiek wielu tegim glowom. Przyznam bez bicia, ze nigdy nie prowadzilem glebszych badan w tym kierunku (dlatego pisze ten artykul dopiero zmobilizowany krytyka "Spojrzen" na Poland-L), ale paru wykladow na ten temat sluchalem i wniosek wyciagnalem jeden: nikomu nie udalo sie skonstruowac spojnej i akceptowalnej etyki bez wprowadzenia Boga. Mozna na przyklad sprobowac uzasadniac normy etyczne dobrem spolecznym, dobrem ludzkosci lub tylko przetrwaniem ludzkosci (normy zapobiegajace samounicestwieniu). Osiagniemy w ten sposob bez specjalnego wysilku uzasadnienie dla duzej liczby zasad, ale niestety nie dla wszystkich. Na przyklad, komu uda sie przekonac mnie o koniecznosci (czy powinnosci) opieki nad niepelnosprawnymi, starymi, chorymi umyslowo? Problemy mozna mnozyc. To moze doktryny liberalne rozwiaza ten problem? Trzeba tylko przyjac, ze kazdy czlowiek jest wolny, a wolnosc jego mozemy jedynie wtedy ograniczyc gdy narusza ona wolnosc innego czlowieka. Zasada piekna, sam jestem pod jej duzym wplywem, prawo mozna od biedy jeszcze na niej zbudowac, ale etyki to sie jeszcze nikomu nie udalo. Po pierwsze liberalizm jako punkt wyjscia potrzebuje miec zdefiniowany zbior wolnosci czlowieka (to jeszcze pol biedy) oraz klasyfikacje, ktora wolnosc jest wazniejsza od ktorej (to na wypadek konfliktu dwoch wolnosci) - a tu juz pytan "dlaczego" bedzie bez liku, potrzebna jest etyka aby wartosciowac juz w punkcie wyjscia. Nawet jezeli tegi umysl ten problem rozgryzie, to dalej pozostaje problem nieszczesnych staruszkow i kalek. Naruszyc ich wolnosci nie mozemy, ale kto nam kaze ich karmic? Mozna powiedziec, ze za duzo wymagam. ze takie rzeczy jak opieka nad slabymi sa w naturze czlowieka. Czy musze podawac przyklady z historii, ze nie wszedzie i nie zawsze opiekowano sie starymi (a nawet usmiercano) i nikogo to nie szokowalo? Jest jeszcze jeden wazny problem. Czlowiek zyje na tym swiecie i stara sie urzadzic go po swojemu. Ujarzmiajac go i zmieniajac staje ciagle przed nowymi problemami, problemami przed ktorymi czesto staje bezradny, ktore go przerastaja. W tych momentach czlowiekowi potrzebne jest jakies "zewnetrzne sumienie" (bo sam czuje sie glupi i malutki), brak czegos takiego i brniecie na oslep do przodu w imie rozwoju nauki czy dobra ludzkosci moze doprowadzic do samounicestwienia naszego gatunku. Wojtek Krupinski _______________________________________________________________________ [od red.] Tekstem Wojtka Krupinskiego zamykamy dyskusje rozpoczeta artykulem Andrzeja Pindora. Mamy (J.K-uk) nadal swoje calkiem prywatne watpliwosci, ale zachowamy je na kiedy indziej, temat ten bowiem byc moze kiedys jeszcze powroci. Nurtuje on sporo uczciwych ludzi, co mozna chocby zauwazyc w artykule Drewnowskiego o Rozewiczu w poprzednim numerze "Spojrzen". Dziekujemy Andrzejowi Kobosowi, Andrzejowi Niemierce i Wojtkowi Krupinskiemu za nadeslane teksty. ________________________________________________________________________ DLACZEGO KOMUNIZM UPADL? ======================== Jan Glinka (profesor nienadzwyczajny z Zambrowa) [wypowiedz z dnia 7 grudnia 1991 przed mikrofonem "Polskiej Fali" w Auckland] Caly swiat zastanawia sie nad tym pytaniem. Uczeni w ksiegach, politolodzy ze Wschodu i Zachodu staraja sie dociec dlaczego w przeciagu kilku lat z poteznej (zdawaloby sie) grupy panstw zostaly mizerne niedobitki, w wyjatkiem, byc moze, Chin. Niektore argumenty sa badzo popularne, przykladowo: Rewolucja informatyczne przyniosla za zelazna kurtyne dokladne wiadomosci, jak zyja ludzie na Zachodzie i obywatele krajow komunistycznych, bogatsi w ta wiedze rozprawili sie z rezymami je dlawiacymi. Lub, ze ZSRR i kraje satelickie nie wytrzymaly wyscigu zbrojen narzuconego przez prezydenta Reagana i jego programu "Gwiezdnych wojen", itp. itd. Chcialbym zaproponowac naszym sluchaczom spojrzenie na ten problem z troche odmiennej perspektywy, ktora okreslilbym jako praprzyczyny upadku komunizmu. Widze je w dwoch grupach. Pierwsza z nich to podstawowa prawda, ze okreslona technologia wymaga okreslonych stosunkow spolecznych. Budowa piramid egipskich czy w Ameryce Lacinskiej wymagala niewolnictwa. Nie wyobrazam sobie, by ktos obecnie probowal na porownywalna skale realizowac podobne przedsiewziecia. Oczywiscie wyjatki sie zdarzaja nawet w XX wieku, jak np: roboty publiczne w Chinach czy przymusowa praca wiezniow lagrow czy obozow koncentracyjnych. Prosze zwrocic uwage na ten ostatni przyklad: nie chodzi tu o bezposrednie narzedzia technologiczne, lecz o stosunki produkcji. W koncu wiezniowie nazistowskich obozow czesto obslugiwali zupelnie skomplikowane maszyny. Istota jest to w jakich warunkach spolecznych to sie odbywalo. Nie bylo chyba watpliwosci zarowno dla wiezniow, jak i dla ich nadzorcow, ze te warunki pracy sa zupelnie nietypowe dla tej epoki. Symbol gospodarki feudalnej - panszczyzna upadla tez z powodu swojej nieefektywnosci. Scisle przywiazanie chlopa do ziemi moglo dawac rezultaty w 15 wieku, ale nie daje wynikow obecnie. Warto tez zwrocic uwage na koncepcje producji tasmowej wynaleziona przez Forda w latach 20-tych tego stulecia. Przez wiele lat ta metoda produkcji byla uwazana za najbardziej optymalna. Szwedzi w zakladach Volvo 30 lat temu udowodnili, ze istnieja inne metody masowej produkcji, porownywalnie efektywne. W rezultacie obecnie produkcja odbywa sie metodami tasmowymi ale technologia pracy jest zupelnie inna, dazaca do robotyzacji wszystkich prostych operacji badz tez niebezpiecznych dla zdrowia pracownikow oraz zapewniajaca rotacje pracownikow. Teoretycznie unifikujaca tasma produkcyjna obecnie wytwarza znaczaco rozne wyroby. I tu wracam do punktu wyjscia: komunizm upadl dlatego, ze stosunki pracy jakie oferowal nie umozliwialy uzyskania wydajnosci pracy porownywalnej z ta w krajach kapitalistycznych. Te stosunki sa w coraz wiekszym stopniu oparte na wolnym przeplywie i analizie informacji oraz decentralizacji decyzji. Te zalozenia stoja w jaskrawej sprzecznosci z podstawowa praktyka komunizmu: centralnego planowania i kontrolowania przeplywu danych. W tym miejscu nie moge sie powstrzymac od zacytowania relacji, ktora mi przekazal jeden ze znajomych Polakow, ktory w latach 70-tych zwiedzal zaklad konstrukcji stalowych gdzies w centralnej Rosji. Cala kilkumiesieczna produkcja belek stropowych lezala na skladzie. Zbytu nie bylo a zaklad wytwarzal belki pelna para. Dlaczego nie bylo zbytu? A no dlatego, ze w biurze projektowym zmieniono normatyw na rozstaw slupow i belki nie pasowaly do nowych kontrukcji. Ale oczywiscie bez centralnej decyzji z Moskwy, decyzji, ktora nie nadchodzila, nie mozna bylo przestawic producji zakladu. Jaka gospodarka moze takie nonsensy wytrzymac? Stad, w moim przekonaniu komunizm upadl wlasnie dlatego, ze stosunki producji jakie oferowal nie przystawaly do metod producji ostatnich lat. To stwierdzenie wyjasnia rowniez fakt, dlaczego gdzies tak do polowy lat 50-tych komunizm naprawde rozwijal sie - bylo to bowiem przed eksplozja rewolucji informatycznej. Stary Mac Luhan chyba mial racje! Druga przyczyna upadku komunizmu, jest moim zdaniem, znacznie glebsza. Prosze zwrocic uwage na podstawowa ceche systemu komunistycznego: jest nia zasadnicze ograniczenie dzialania prawa wlasnosci. W tym momencie chce sie odwolac do zoologii, a dokladniej do badan nad psychika zwierzat. Rozne eksperymenty udowodnily niezbicie, ze najsilniejszym motorem dzialania swiata zwierzecego jest chec posiadania wlasnego terytorium. W szkole uczono mnie, w zaleznosci od nauczyciela ze ptak spiewa na galazi dlatego by "glosic chwale Boza" (to byl katacheta), badz by "zwabic samiczke" (to byl biolog). Nieprawda! Ptak zwykle spiewa by zawiadomic innych, ze tak galaz jest jego i tylko jego. Badania udowodnily, ze instynkt zachowania gatunku nie jest najsilniejszy. Tak jak to powiedzialem, najsilniejszym instynktem swiata zwierzecego jest wlasnie chec posiadania wlasnego terytorium, inaczej "wlasnej strefy ekonomiczno- produkcyjnej". Pozniej idzie chec operowania w zorganizowanym spoleczenstwie i awansu w jego strukturach (slynna zasada uprawnien do dziobania), a dopiero potem chec zachowania wlasnego gatunku. Ludzkosc jest bardzo silnie zwiazana ze swiatem zwierzecym, czy to sie nam podoba czy nie. Wniosek z tego jest taki, ze struktury spoleczne musza brac pod uwage rowniez te pozostalosci instynktow drzemiace w kazdym z nas. Struktury odrzucajace te zasady sa po prostu utopijne, niemozliwe do realizacji na szersza skale. Izraelskie kibuce sa klasycznym tego przykladem. Zasady wspolnoty tam panujacej sa bardzo bliskie idealom gloszonym przez komunistow, lecz zasieg dzialania kibucow w Izraelu jest bardzo ograniczony. Obok kibucow istnieja tam inne, klasyczne gospodarstwa rolne, a sfera produkcji przemyslowej czy handlowej jest oparta na zasadach kapitalistycznych. Doktryna komunistyczna zaklada znaczne ograniczenie dzialania prawa wlasnosci i tym samym staje w sprzecznosci z tym silnym spolecznym instynktem posiadania. W stosunku do poszczegolnych jednostek w spoleczenstwie takie ograniczenie prawa wlasnosci moze funkcjonowac, ale nie jest to mozliwe w skali ogolno-spolecznej. Z drugiej strony kapitalizm, lub bardziej ogolnie - gospodarka rynkowa, wprzega w swoje tryby ta chec posiadania i stad jest bardziej odpowiadajaca ogolnym instyntkom spolecznym. Czyli wniosek ogolny - kleska komunizmu byla nieuchronna, gdyz system ten negowal istnienie tego przemoznego motoru spolecznego - prawa wlasnosci. Wracajac do poczatku moich uwag. Dyskusja na temat co spowodowalo upadek komunizmu moze byc porownywalna z dyskusja na temat co spowodowalo zawalenie sie domku z kart. Oczywiscie bezposrednich przyczyn moze byc wiele: podmuch wiatru czy ktos wyjal jedna karte. Nie jest to jednak, moim zdaniem, bardzo istotne wobec faktu, ze po prostu domki z kart sa strukturalnie niestabilne. Dlatego tez uwazam dyskusje na takie tematy jak rola prezydenta Reagana i jego "gwiezdnych wojen" w przyspieszeniu upadku komunizmu, czy tez ze wladze komunistyczne "utracily ducha walki", itp., za malo istotne cwiczenie intelektualne. Jan Glinka ____________________________________________________________________ POSTACIE, A ZWLASZCZA KILKA =========================== Jurek Karczmarczuk Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe wydaly w lecie zeszlego roku tomik "Kamienie" Jerzego Czecha. Zawiera on zbior wierszy pisanych jako teksty do spektaklu pod tym tytulem, spektaklu, ktory zaczal sie rodzic jeszcze w 1983. Jerzy Czech pisze we wstepie do "Kamieni", ze inspiracja byly dlan teksty Kaczmarskiego, zwlaszcza z programow Mury i Muzeum. Pierwotny, roboczy tytul tego zbioru brzmial "Postacie". Byly to wlasciwie piosenki historyczne, ale tak scisle zwiazane z owczesna sytuacja polityczna (ostatni tekst: Margrabia Wielopolski powstal w 1986), ze - jak pisze Czech - ilosc aluzji czytelnych dla najtepszego nawet cenzora sprawila, ze nie udalo sie zrealizowac programu na ktorejkolwiek ze scen oficjalnych, mimo ze nie wszystkie teksty sa zwiazane z historia Polski, sa tam takie wiersze jak Ifigenia, Machiavelli, czy Kolysanka Krola Artura. Wykonawca i kompozytorem piosenek jest Przemyslaw Gintrowski. Kaseta z Kamieniami jest do tej pory w sprzedazy, oprocz tekstow Czecha zawiera rowniez jeden wiersz Zbigniewa Herberta. Wedlug pierwotnych planow wspolwykonawczynia piosenek miala byc Krystyna Janda. Janda, Dorota Stalinska i Joanna Trzpiecinska spiewaly zreszta pojedyncze piosenki zanim w lutym zeszlego roku nie doszlo do piewszej prawdziwej (spoznionej - oczywiscie - ze wzgledow finansowych) premiery w warszawskim klubie "Riwiera-Remont" (pamieta ktos jeszcze dlaczego ta nazwa?) Tytulowa-nie-tytulowa piosenka "Postacie" jest bardzo dramatyczna i pompatyczna. Oto kilka zwrotek: Wy, co dzisiejszym dniem znuzeni, Chwili wytchnienia tu szukacie, Zobaczcie, jakie z dawnych cieni Wylonia sie postacie! Z palacow, swiatyn i kazamat, I ze zbiorowych wstana mogil. A glos ich cisze bedzie lamac, Triumfalny lub zlowrogi. I kneblem lat dlawione dzwieki Wybuchna nagle jak dynamit, Gdy wstana z kart pozolklej ksiegi, Poklutej bagnetami. Beda sie zmagac nieustannie - Podniosla i szydercza nuta, I krzyk: ukrzyzuj!, spiew: Hosanna! Beda sie zmagac tutaj. Przyniosa tu daremne mestwo, Zlo krolujace bez przeszkody, Szacowna podlosc, slawna kleske, Zasluge bez nagrody. W stare caluny przyodziani, Lzy beda toczyc z oczodolow I takie slowo was porani, Co twardsze jest niz olow. [...] ------------------ Porani, albo nie porani. Olow ostatecznie nie jest az taki twardy... Dla wspolczesnego mlodego sluchacza, ktory slucha Gintrowskiego moze nie byc jasne dlaczego w ogole ktos mialby kogos ranic slowami. Malo nam tego? Piosenki Gintrowskiego sa bardzo dobre, choc nie na nucenie pod nosem. Sa dramatyczne, majestatyczne, o dosc monotonnej linii melodycznej. Nie za bardzo nadaja sie do spiewania bez akompaniamentu, gdyz istotna dramatyczna role odgrywa dosc silna rytmika. Sadze, ze sledzenie aktualnych losow i popularnosci dziel artystycznych o wydzwieku raczej romantycznym moze byc ciekawym przyczynkiem do sprawdzenia jak gleboko w ludzkie dusze w aktualnej Polsce wczepil sie z jednej strony pazerny biznes, czy widmo slabego wiazania konca z koncem, a z drugiej ogolny wstret do politykowania i zycia przeszloscia. Nie chce na ten temat sie wypowiadac. Za to dla odmiany jeszcze jedna piosenka Czecha-Gintrowskiego pt. "Karol Levittoux". Karol Levittoux byl czlonkiem mlodziezowej grupy konspiratorow pod okupacja carska. Aresztowany i osadzony w Cytadeli nie chcac wydac swoich towarzyszy popelnil samobojstwo w dosc okropny sposob, mianowicie podpalil w celi swoj siennik i splonal na nim. W muzeum w Cytadeli jest cela jego imienia, jest tam takze jego ulica, znal go osobiscie Norwid, ktory napisal na jego temat wiersz, jest tez jakis portret znanego pedzla, ale nie pamietam gdzie. Teraz przeczytajcie wiersz Czecha, a potem zdradze dlaczego postanowilem umiescic w Spojrzeniach wlasnie ten a nie inny. Karol Levittoux "Zbrodniczy spisek w gimnazjalnej klasie Zagraza panstwu, w jego spokoj godzi! Inspiratorow wkrotce wykryc da sie. Wciaz nieposluszni Polaczkowie mlodzi! Ten Levittoux byl hersztem, jak sie zdaje, Przez niego w dusze saczy sie trucizna. Sledztwo prowadzcie zgodnie ze zwyczajem, W mig sie przyzna, predko sie przyzna!" Drogi panie Levittoux, Prawde wyznac chciej, Gdy wspolnikow podasz tu, Sercu bedzie lzej! Milczysz, panie Levittoux, Nie unikniesz kar, Mlodziez wiodles ty ku zlu, Smuci sie nasz car. Mury kazamat dostatecznie grube, Zeby krzyk kazdy wytlumic dokladnie Blogoslawiony, kto przejdzie te probe, A kto sie zlamie, przeklenstwo nan spadnie! Logika dziejow naklada kajdany, Sprawiedliwosci zgrzytaja zasuwy. I ciagle jedna mysl tlucze o sciany: Nic nie mowic, nie mowic, nie mowic! Wszakze, panie Levittoux, Nie dzialales sam, Gdy cie pozbawimy snu, Wszystko powiesz nam. Miejze rozum, Levittoux, Prozny jest twoj trud. Zadnej strawy nie dac mu, By go zlamal glod! "Na przesluchaniu wzial czterysta palek, Konieczny byl tu bezposredni przymus. Sledztwo da skutek, jesli jest wytrwale, Bez konca przecie nie moze sie trzymac!" Zwiniety w szmate lezy sztandar ciala, Szarpie go w strzepy ptaszysko dwuglowe. Krwia podkreslona plecow karta biala, Na niej napis: nie powiem, nie powiem! W koncu z ciebie Levittoux, Trysnie zeznan zdroj, Zaznasz knuta dzien po dniu - Peknie upor twoj. Chciales uciec, Levittoux! Cos ci slabo szlo, Krzycz do ostatniego tchu, Nas nie wzruszy to. Ponad siennikiem migoce kaganek. Mniej boli ogien nizli ran plomienie. Dzis sobie takie rozsciele poslanie, Co moja cele w jeden krzyk zamieni. Skapo tu swiatla Moskale mi dali, Ale wystarczy, zeby splonal czlowiek. Patrzcie, jak dlugo ten wiezien sie pali, Co nic juz nie powie, nie powie! Zweglone resztki wymieciono rano. Bol szybko wsiaka w kamien cytadeli. Po incydencie tym rozkaz wydano, By wiezniom swiatla nie dawac do celi. [J. Czech, muzyka P. Gintrowski] -------------------------------- To sie zdarzylo w 1840. Karol Levittoux, jak nazwisko sugeruje nie byl potomkiem Warsa i Sawy. Jego ojciec, Pierre-Maturin Levittoux Desnouettes byl oficerem Napoleonskim, ktory Polske odwiedzil po raz pierwszy w 1805, a po kampanii rosyjskiej osiedlil sie na stale. Historia tego rodu jest po prostu fascynujaca! Nie o wszystkim moge tu pisac, ale pozwole sobie przejsc na nieco lzejsza nute. Brat Karola, Henryk byl znanym warszawskim lekarzem, przyrodoznawca i bawidamkiem. Napisal olbrzymia ksiege wyjasniajaca wszelkie tajemnice przyrody, ale poniewaz jego glownym sposobem argumentacji bylo, ze wszyscy inni to mowiac oglednie szarlatani, wiec ksiega do historii nauki nie przeszla, choc ostatni meski potomek rodu ja przechowuje i czyta sie ja dzis bardzo przyjemnie, raczej na kanapie niz przy biurku. Tenze Henryk Levittoux opracowal ponadto metode leczenia chorob psychicznych przy pomocy przyzegania rozpalonym zelazem, co rozumiem moglo byc nawet dosc skuteczne, sam bym ze strachu wyzdrowial. Ale jego najwybitniejszym osiagnieciem bylo ponoc opracowanie metody robienia bezszwowych odlewow gipsowych zywych cial. Zabral tajemnice do grobu, ale przez pewien czas ludzie ogladali te odlewy, na ogol pieknych nagich dziewczyn. Tak! to byly rzeczywiscie romantyczne czasy pod kazdym wzgledem! Henryk Levittoux zreszta moze przez Was byc ogladany po dzis dzien: sluzyl jako model Matejce do znanego obrazu Kopernika! Rod ten wydal jeszcze dwoch znanych ludzi z czasow bardziej nam wspolczesnych, choc tez juz historycznych. Obaj przedwczesnie tragicznie zgineli. Doktor Henryk Levittoux byl lekarzem wojskowym i zostal zamordowany w Katyniu. Przechowaly sie jakies jego wczesne listy oraz wspomnienia innych o nim. [Jego nazwisko pojawia sie w Abecadle Kisiela, co zauwazyl Jurek Krzystek.] Jego brat, pulkownik Jerzy Levittoux byl polskim attache wojskowym na Dalekim Wschodzie na poczatku wojny. Znany byl rowniez ze swej tworczosci publicysty- cznej. Potem zostal szefem sztabu u Maczka. Spotkala go dosc przypadkowa smierc (o ile w czasie wojny takie epitety maja jakikolwiek sens) w przeddzien ofensywy ladowej aliantow po inwazji na Normandie, gdy ze swoim kwatermistrzem przygotowywal dzialania polskich oddzialow. Mina, albo bomba rozerwala samochod. Jego grob znajduje sie na cmentarzu wojskowym w Ranville niedaleko Caen, o kilka kilometrow od miejsca, w ktorym pisze te slowa. Aktualnie w Polsce, w Katowicach zyje ostatni meski potomek rodu noszacy to nazwisko. Nie ma synow, ma dwie corki, obie zreszta wyjechaly do Francji, jedna mieszka w Paryzu, a druga w Louvigny niedaleko Caen i jest moja osobista zona. I tak ta podroz rodu Levittoux sie czesciowo zamyka. A ja sie patrze na moja starsza corke, ktorej buzia ma w sobie cos z silnych genow fizjonomicznych Levittoux'ow i zastanawiam sie, czy jest ona troche podobna do tescia, czy moze do Kopernika... Jurek Karczmarczuk ____________________________________________________________________ DYSKRETNY UROK AUTA Z AMERYKI ============================= Sylwester Walczak [Nowy Dziennik, 5.12.1991, przytoczyl Z.J.P] Zblizal sie termin powrotu do kraju. Poniewaz moj pobyt w USA byl raczej krotki, a w dodatku nie poswiecilem go calkowicie na katorznicza prace - odlozone fundusze nie byly wielkie. "Nie wszyscy musza zyc z pracy rak, czasem wystarczy ruszyc glowa" - pomyslalem, i postanowlem pomoc nieco losowi. Bylem uprawniony do tak zwanego mienia przesiedlenczego, uznalem wiec za dobry pomysl kupno samochodu w celu odsprzedania go w Polsce. Mysl niezla, gorzej z wykonaniem. Nie znam sie na samochodach. Nigdy wczesniej nie kupowalem samochodu, nawet w Polsce. W Warszawie jezdzilem malym fiatem, ale nigdy nie potrafilem dokonac zadnej naprawy - poza wymiana kol i swiec zaplonowych. Zakupu chcialem dokonac na aukcji, bo tam najtaniej. Szukalem hyundaya lub pontiaca le mans (w Europie znanego jako opel kadett) - niestety, nie trafilo sie nic interesujacego. W duchu desperacji (termin wyjazdu coraz blizej!) nabylem subaru justy z 1987 roku. Nie byl to wielki interes - po uwzglednieniu oplaty gieldowej i prowizji dla towarzyszacego mi dealera, ow sympatyczny wehikul kosztowal mnie prawie 1600 dolarow. Ja i moj subaru Samochod byl ladny, czerwoniutki, bez widocznych wad. Sek w tym, ze nie chcial zapalic! Wiadomosc, ze nowy starter do subaru kosztuje prawie 300 dolarow, zmrozila mnie nieco; szczesliwie znalazl sie pewien polski warsztat w New Jersey, ktory zalozyl uzywany - za jedna trzecia tej sumy (wraz z robocizna). Transport do Bremerhaven zalatwilem za 430 zielonych (z ubezpiecze- niem 460). Ryzykujac wysoki mandat (a moze nawet areszt), zaprowa- dzilem woz do portu w Newark na "lewych" tablicach - dzieki czemu uniknalem kosztow tymczasowej rejestracji samochodu. Pol dnia jakie spedzilem w pelnym ludzi i papierosowego dymu baraczku portowym, wystarczylo na zalatwienie reszty formalnosci. Samochod byl wyslany - moglem leciec do kraju i na kilka tygodni o nim zapomniec. Rendez-vous w Bremerhaven Z blogiego stanu wyrwal mnie list z RFN. Zle przeczucie, z jakim go otwieralem, nie zawiodlo: subaru byl juz w Europie. Wypadalo po niego pojechac. Z perspektywy Ameryki, Europa wydaje sie mala i prowincjonalna. "Gdynia czy Bremerhaven - coz za roznica? Przeciez to tylko troszke dalej" - myslalem, kalkulujac w Nowym Jorku koszty i trudy transportu. Dopiero w Polsce spojrzalem na mape i ku swemu zdumieniu stwierdzilem, ze Warszawe dzieli od Bremerhaven ponad 1000 kilometrow. Nastepnego popoludnia wyruszylismy ze szwagrem na zachod. Fiatem 126p, bylismy u celu dopiero po 19 godzinach. Potem przez kolejne 2 godziny jezdzilismy w kolko po porcie, szukajac wlasciwego nabrzeza. Subaru, owszem, czekal caly i zdrowy, ale trzeba go bylo najpierw wykupic - za niemal 200 dolarow (na "okup" zlozyla sie przede wszystkim tak zwana "oplata za wyladowanie" i kilka innych, drobniejszych oplat). Zreszta, gdyby nie zalatwione wczesniej "na lewo" miedzynarodowe ubezpieczenia "Warty" - w ogole nie wypuszczono by samochodu z portu... Kiedy wyruszylismy z powrotem (ja prowadzilem subaru, a szwagier fiacika), byl juz wieczor; scislej: piatkowy wieczor. Mimo padajacego deszczu, autostrady wypelnily sie samochodami pedzacych na zasluzony weekend Niemcow. W poblizu Berlina utknelismy w wielokilometrowym korku. I cale szczescie - po 24 godzinach za kolkiem jechalem w pol-malignie i przy szybszym tempie moglbym po prostu wypasc z trasy. Na granicy czekala znowu dluga kolejka i oczekiwanie niemal do switu. Sama, trwajaca 2 godziny odprawa, nie zrobila juz na mnie wrazenia. Bieganie do kilku kolejnych okienek, oczekiwanie na zaspane panienki, rozne dziwne oplaty nie wiadomo za co - przyjmowalem obojetnie. Spalem na stojaco. Nie ma lekko Odprawa dokonana na granicy okazala sie jedynie "wstepna". Nastepnego dnia po powrocie udalem sie do Urzedu Celnego na ulicy Blonskiej w Warszawie, aby uiscic podatek obrotowy. Wewnatrz klebil sie tlum petentow: szczesliwych, rozpromienionych posiadaczy zachodnich wozow. Zrobilem wymagane kopie, dolaczylem niezbedne znaczki skarbowe i juz po kilku godzinach dopchalem sie do wlasciwego okienka. Niestety moje dokumenty okazaly sie niekompletne; do okreslenia wymiaru podatku potrzebna byla ekspertyza dotyczaca pojemnosci silnika. Dokonac jej mogli tylko fachowcy z polskiego Zwiazku Motorowego na Krakowskim Przedmiesciu. Stawilem sie wiec wraz z subaru u "fachowca". Starszy pan obejrzal samochod, po czym sprawdzil pojemnosc silnika w jakiejs ksiazce, wypisal potrzebny mi kwit i skasowal 120 tysiecy zlotych. Zdazylem jeszcze do Urzedu Celnego, tuz przed jego zamknieciem - i to byl blad! Pan celnik chcial juz isc do domu, stwierdzil wiec, ze moj dokument z konsulatu, uprawniajacy do zwolnienia z cla, jest nieprawidlowy - po czym szybko zamknal okienko. Nastepnego dnia, z blednym wzrokiem i trzesacymi sie rekami, czatowalem na naczelnika urzedu. Nieuznanie zaswiadczenia kosztowaloby mnie 1300 dolarow cla. Szczesciem czlowiek okazal sie normalny, zdziwil sie grzecznie i uznal prawidlowosc mojego papieru. Kiedy po dwoch kolejnych dniach nadszedl termin, by udac sie tam ponownie i wreszcie zaplacic ow nieszczesny podatek, przygotowalem sie odpowiednio. Odwolalem wszystkie spotkania, pozegnalem rodzine i zaopatrzony w kanapki oraz herbate w termosie, zjawilem sie w urzedzie tuz po jego otwarciu. Tym razem jednak przeliczylem sie - sprawe zalatwiono w pol godziny. Nalezalem do grupki szczesliwcow - pozostalych czekalo wielogodzinne koczowanie w hallu urzedu. Z poczatku mialem zamiar sprzedac mojego subaru. Wspolne przezycia zblizyly nas jednak do siebie, zbyt mocno przywiazalem sie do niego. Poza tym niespodziewanie nabral on dla mnie znacznej wartosci; po zsumowaniu wszystkich kosztow wyszlo na to, ze wydalem na niego ponad 2800 dolarow. Sprzedajac go, moglbym wiec zarobic sume niewiele wieksza od nie zaplaconego cla, a dla takiego zysku nie rozstane sie przeciez z samochodem, dla ktorego tyle przeszedlem... ____________________________________________________________________ Rozwiazanie zagadki logicznej z nr 9 ==================================== Q1. Niszczeniem sluzbowych karoc zajmowal sie Lord Cheddar, skrajna prawica. Q2. Produkcja tandetnych liczydelek paral sie Baron Mozzarella, skrajna lewica (oczywiscie!). Otrzymalem trzy odpowiedzi, wszystkie poprawne. Szampan czeka i bulgocze z niecierpliwosci, a ostrygi przebieraja nogami, bo nie moga doczekac sie skonsumowania. Kolacje wygrali: Michal Wojtulewicz z Wielkiej Brytanii, Jacek Malec ze Szwecji, oraz tandem Darek Miskowiec i Mariusz Debowski z Niemiec (chyba). [J.K-uk] ____________________________________________________________________ Uzupelnienie ============ W poprzednim (10) numerze "Spojrzen" zabraklo roku smierci Jana Kiepury. W miedzyczasie Zbyszek Pasek doslal date, dziekuje rowniez Andrzejowi Basinskiemu z Australii za te sama informacje: byl to rok 1966. Jacek Arkuszewski ze Szwajcarii przytoczyl natomiast nastepujaca anegdotke o Kiepurze: Kiepura nie byl znany z przesadnej skromnosci, raczej odwrotnie, sukces uderzyl mu do glowy. Byl rowniez skapy. Gdy w latach 30-tych chcial wybudowac hotel w Krynicy (Patria), postanowil wynajac najbardziej wowczas wzietego polskiego architekta, Pniewskiego. Rozmawial z nim - mimo spotkania osobistego - przez sekretarza: "Niech pan mu powie, ze moge zaplacic za projekt 500 zlotych". "Niech pan mu powie - odparl Pniewski, ktory bral duzo wyzsze honoraria - ze za te pieniadze to ja mu moge zaspiewac". Od siebie dodam, ze najwieksza slawe i pieniadze przyniosly Kiepurze filmy krecone razem z Marta Eggerth w latach 30-tych w hitlerowskich Niemczech, w wytworni, ktora poza tym produkowala dosc zjadliwe filmy propagandowe (chyba DeFa, ale nie jestem pewien). Co nie przeszkadza, ze byly to filmy w swoim gatunku bardzo dobre. W moich oczach pokazuje to, jak trudno czasem stosowac kryteria czarno-biale w ocenie ludzkich postepowan. Patriotyzm Kiepury pozostaje przeciez niekwestionowany. [J. K-ek] ________________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek ([email protected]) Zbigniew J. Pasek ([email protected]) Jurek Karczmarczuk ([email protected]) Copyright (C) by Jerzy Karczmarczuk 1992. Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Prosby o prenumerate i numery archiwalne do Jurka Krzystka ____________________________koniec numeru 11_______________________